Kolejny odcinek Green Velo wiedzie przez Biebrzański Park Narodowy. Przejazd przez park jest łatwy i przyjemny, ale też przez to rozczarowuje.
Rodzaj trasy: | dlugodystansowa |
Szlak: | Green Velo + Podlaski Szlak Bociani |
Liczba kilometrów: | 100 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 480 m ↑ 489 m ↓ |
Podłoże: | głównie asfalt, trochę szutrów, kocie łby |
Drogi: | drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, drogi leśne i polne |
Atrakcje dodatkowe: | Twierdza Osowiec, Biebrzański Park Narodowy, Kiermusy (Jantarowy Kasztel), Pentowo (Wieś Bociana, dwór), Tykocin (rynek, zamek, synagoga, klasztor) |
Ślad GPX |
Trzeci dzień Green Velo jest dla nas długi (zaplanowane ponad 100km jazdy + sporo atrakcji po drodze) i trochę zniechęcający. Jak wiadomo, trzeciego dnia zawsze następuje kryzys i niestety w pewnym stopniu nas też dopadł. Szczególnie przez konfrontację oczekiwań z rzeczywistością na tym odcinku. Ale o tym po kolei.
Po pierwsze dzisiejszy dystans nie był planowany w zamierzony sposób. Miało być ok 80-85 km, ale brak noclegów pokrzyżował nam plany. Raz że poprzednią noc musieliśmy spędzić w Dolistowie Starym zamiast w Goniądzu (o tym za moment), a dwa że dzisiejszy nocleg miał być w Tykocinie, a udało się zarezerwować wolny pokój dopiero w Rzędzianach.
Wyjeżdżamy więc z Dolistowa Starego na naszą trasę Green Velo. Zauważamy tu ciekawą zależność: gdy trasa skręca w lewo stan drogi się pogarsza (na ogół przeistacza się w polną drogę), a gdy skręca w prawo, to pojawia się asfalt. Może nie jest to reguła, która sprawdza się w 100%, ale wystarczająco często, żeby ją zauważyć i żeby każdy lewoskręt wzbudzał nasz niepokój.
Jedziemy na przemian przez wioski i pola aż do Goniądza.
I w Goniądzu natrafiamy w sam środek przyczyny problemów z wolnymi pokojami w okolicy. Akurat w te 2 dni odbywa się tu festiwal Rock na Bagnie. Jest to taki Jarocin dzisiejszych czasów i w innym miejscu. Nawet sprawdzaliśmy program koncertów, ale żaden z naszych ulubionych zespołów nie występuje w tym roku. Co ciekawe, stwierdzamy, że większość uczestników to właśnie ludzie jeżdżący na Jarocin w latach 80-tych, a nie (czego się bardziej spodziewaliśmy) dwudziesto- i trzydziestolatkowie.
Główna scena z koncertami jest nad rzeką na uboczu wsi, przy czym koncerty tam zaczynają się dopiero popołudniu. Rano jakieś (prawdopodobnie garażowe) zespoły grają na rynku miasteczka. Więc i my mamy okazję chwilę uczestniczyć w tym festiwalu, pośpiewać i potańczyć.
Podjeżdżamy też oczywiście zobaczyć główną scenę chociaż z daleka. Natrafiamy przy tym na całkiem ładny punkt widokowy na tereny nad Biebrzą.
Dalej przejeżdżamy skrótem do Green Velo. Jedzie się tu fajnie ścieżką rowerową wzdłuż drogi przez las. Przy twierdzy Ossowiec znowu zjeżdżamy z trasy – zupełnie niepotrzebnie. Twierdzę można zwiedzać jedynie z przewodnikiem po wcześniejszej rezerwacji terminu. A tak nie da się jej nawet zobaczyć z zewnątrz z dala.
Za Ossowcem wjeżdżamy: a) do Biebrzańskiego Parku Narodowego, b) na tzw. carską drogę, c) na „łosiostradę”. Przez następne 30 kilometrów jedziemy niemal prostą, delikatnie falującą drogą wraz z samochodami przez park narodowy. Jako osoby wychowane między Tatrzańskim i Ojcowskim parkami narodowymi, mamy inne wyobrażenie tworu, jakim jest park narodowy. Może na trasach pieszych jest przyjemniej, bo z dala od aut i bliżej do Biebrzy. Nas to mocno rozczarowało. Zwłaszcza, że przez cały czas trzeba uważać na samochody (nie ma dużego ruchu, ale jednak co chwilę trzeba się oglądać za siebie i zjeżdżać) i nie widać nic poza ścianą drzew. Ciekawiej i ładniej było wczoraj mimo „tarki”. Przy czym nie kwestionujemy urody lasów w tej okolicy – po prostu trzeba przejechać ten odcinek z innym nastawieniem, a nie spodziewać się pięknej szutrowej drogi tylko dla pieszych i rowerzystów jak np. w Parku Narodowym Bory Tucholskie.
M.w. w połowie tego odcinka natrafiamy na niespodziankę: możliwość zjedzenia obiadu. Oczywiście korzystamy z tego zamawiając lokalne potrawy.
Na dalszym odcinku natariamy na wieżę widokową – wreszcie możemy zobaczyć choć skrawek łąk i bagien nadbiebrzańskich. Łosia nie wypatrzyliśmy 🙂
I zaraz znowu kolejny przystanek na mały spacer w głąb bagien drewnianym pomostem Długa Luka. Przestrzeń robi tu wrażenie!
Po wyjeździe z Biebrzańskiego Parku Narodowego trafiamy nad kolejną rzekę: Narew. Tu jedziemy przez wioski i przy polach uprawnych. W końcu trafiamy do Kiermusów, gdzie oglądamy: stanicę wodną, targ staroci (odbywa się w weekendy) i kasztel Jantar, gdzie mieści się muzeum oręża polskiego z rekwizytami z Krzyżaków i Trylogii. Niestety zwiedzać go można tylko w niedziele w lecie przez kilka godzin.
Kolejny przystanek na trasie to Pentowo Europejska Wieś Bociania. Akurat trafiamy na wesele odbywające się w tutejszej sali, ale po cichutku boczkiem wchodzimy na teren za budynkami. Jest tu chyba kilkadziesiąt gniazd bocianów i wieże widokowe do obserwacji ptaków. Mega klimatyczne miejsce! I idealnie pasuje do Podlaskiego Szlaku Bocianiego, który na dzisiejszym odcinku dość mocno pokrywa się z przebiegiem Green Velo.
Ostatni przystanek tego dnia na Green Velo to obowiązkowo Tykocin. I tu kolejne małe rozczarowanie. Miasteczko stanowczo nie jest przyjazne dla rowerzystów – wszędzie są kocie łby i wszędzie jeżdżą samochody. Ale ryneczek z charakterystycznymi niskimi zabudowaniami, kościół Trójcy Przenajświętszej, Wielka Synagoga i odbudowany zamek są bardzo przyjemne dla oka. Przy czym polecamy trzymać się głównych dróg i przejazdów – chcąc urozmaicić powrót spod zamku, przejechaliśmy nad Narwią do kolejnego mostka. I co się okazało? Mostek ma schodki… Noszenie rowerów z sakwami nie należy do przyjemności. Do przyjemności natomiast należy jedzenie lodów na rynku w Tykocinie – pycha!
Na koniec decydujemy się skrócić sobie przejazd, więc rezygnujemy z Green Velo na kolejne kilka kilometrów. Przez chwilę jedziemy Podlaskim Szlakiem Bocianim, a potem po prostu prosto na nocleg. Zaskakują nas pagórki, które się znajdują za Tykocinem – a miało być płasko!