Beskid Niski to nie tylko góry, nie tylko Magurski Park Narodowy, ale też łemkowskie wsie, „których nie ma”. Najbardziej urokliwa z nich jest Nieznajowa.
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | żółty + brak + czerwony |
Liczba kilometrów: | ok 14 km |
Trudność: | bardzo łatwa (trudność stanowi tylko pokonanie brodów rzeki) |
Przewyższenia: | 230 m ↑ 230 m ↓ |
Schroniska: | chata w Nieznajowej (nie jest to schronisko) |
Atrakcje dodatkowe: | liczne brody na rzece, które trzeba przekroczyć, Magurski Park Narodowy, Nieznajowa i Czarne – wsie, których nie ma (symboliczne drzwi do wsi, cmentarze łemkowskie, kapliczki) |
Trasa: | Wołowiec – Nieznajowa – Czarne – Wołowiec |
Szczyty: | – |
Pasmo górskie: | Beskid Niski |
GOT: | 16 punktów |
Beskid Niski to obszar dawniej zamieszkiwany głównie przez Łemków, którzy niestety podczas wojny i później w ramach akcji „Wisła” zostali stąd wysiedleni. Nic więc dziwnego, że „wsie, których nie ma” są niejako symbolem tych terenów. Dzisiaj wybieramy się na poznanie dwóch z nich.
Auto zostawiamy w Wołowcu pod cerkwią. Już tu wydaje nam się, że jesteśmy jak na pustkowiu. Idziemy żółtym szlakiem w kierunku Nieznajowej. Mijamy tylko 1 dom i zaraz za nim natrafiamy na pierwszą przeszkodę: bród, który trzeba jakoś pokonać. Ogólnie na całej dzisiejszej trasie mamy do pokonania kilkanaście brodów (w tym 2 mniejsze) o różnym stopniu trudności pokonywania ich po kamieniach. Jest to dodatkowa atrakcja i przygoda i niewątpliwie te brody na wijących się rzekach (Zawoi i Wisłoce) dodają kolorytu krajobrazowi.
Jesteśmy tu sam na sam z przyrodą. Idziemy naprzemiennie przez fragmenty lasu i polany, na których z łatwością można sobie wyobrazić chaty. Po drodze mijamy też kapliczkę.
W kilku miejscach idziemy granicą Magurskiego Parku Narodowego. Jest tu niezwykle cicho, spokojnie i urokliwie.
Gdy spostrzegamy drzewa owocowe, wiemy, że tu zaczynały się tereny dawniej zamieszkane. Wciąż jesteśmy tu sami i możemy w spokoju zachwycać się przyrodą, ciszą i niepowtarzalnym klimatem. W wielu miejscach idziemy ledwo widoczną ścieżką między trawami.
Po chwili pojawiają się pierwsze krzyże przydrożne, których w tym regionie jest sporo.
Docieramy do dawnego cmentarza, na którym ostały się nieliczne nagrobki. Postawiono tu miniaturę cerkwi (w skali 1:15), która tu kiedyś była.
Kawałek dalej (po pokonaniu kolejnego z brodów) wchodzimy do centrum wsi. Jest tu tablica informacyjna, a także rekonstrukcja studni z żurawiem, symboliczne drzwi do wsi i kilka innych atrakcji. Magiczne miejsce. Spotykamy tu pierwsze osoby na dzisiejszej wycieczce – dwóch rowerzystów. Poza tym wciąż jesteśmy tu sami.
Skręcamy w prawo zgodnie z żółtym szlakiem. Tędy przebiega kilka szlaków rowerowych i widać, że ten środek transportu jest najlepszy na zwiedzanie okolicy i pokonywanie odległości pomiędzy kolejnymi wsiami, których nie ma.
Przy chatce w Nieznajowej (w której można przenocować, nie ma tu żadnych schronisk w okolicy) dopiero pojawia się trochę więcej turystów. Po pokonaniu kolejnych metrów i kilku następnych brodów poznajemy przyczynę zwiększenia liczby ludzi na szlaku – podjeżdżają tu samochodami i parkują na jednej z łąk przy drodze jeszcze przez terenem parku narodowego. W kilku miejscach na trasie znajdujemy malunki duszka (? hatifnata ?) – może ktoś wie, o co z nimi chodzi?
W końcu docieramy do dawnej wsi Czarne – tu już nie jest tak magicznie. Przez wieś przebiega porządna asfaltowa droga, a co za tym idzie jest trochę samochodów i ludzi. Znajdują się tu też bacówki. Z dawnej wsi pozostały tylko krzyż przydrożny, cmentarz i symboliczne drzwi. Z żółtego szlaku skręcamy w prawo na drogę już bez oznaczeń w stronę miejscowości Krzywe (wiedzie tędy szlak rowerowy).
Wieś Czarne nie jest tak urokliwa jak Nieznajowa, ale już po chwili okazało się, że wyszło nam to na dobre. Zbliża się burza, więc ochoczo korzystamy z tego, że ktoś buduje tu dom i chronimy się pod balkonem. Przeczekujemy tam deszcz (burza znowu przeszła bokiem) w towarzystwie małej żabki.
Po przejściu deszczu wracamy na trasę. Teraz okolica też ma swój urok – drzewa parują dając niesamowity efekt tajemnicy.
Żeby nadrobić czas, w którym czekaliśmy na koniec burzy, rezygnujemy z dojścia do miejscowości Krzywe i dopiero stamtąd czerwonym szlakiem do Wołowca. Skręcamy wcześniej w las w prawo i korzystamy ze skrótu. Idzie się super – szeroką, szutrową drogą cały czas przez las, niemal po płaskim. Po drodze mamy do pokonania jeszcze 3 brody, aż trafiamy na planowany przez nas szlak czerwony.
Dochodzimy do Wołowca. Na koniec wycieczki wstępujemy do cerkwi Opieki Matki Bożej. Udaje nam się, bo w lipcu i sierpniu jest ona otwarta i można zwiedzać (jest tylko zakaz robienia zdjęć). Warto wejść do środka, zobaczyć piękny ikonostas.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!