Velo Przemsza to dość krótki, bo tylko ok 30-kilometrowy szlak rowerowy, ale przebiega przez bardzo ładne przyrodniczo tereny. A niedaleki Rezerwat Pazurek może niejednego zaskoczyć!
Rodzaj trasy: | pętla (sama Velo Przemsza to trasa z A do B) |
Szlak: | Velo Przemsza + brak + fragment Szlaku Orlich Gniazd |
Liczba kilometrów: | 70 km |
Trudność: | średnia |
Przewyższenia: | 680 m ↑ 680 m ↓ |
Podłoże: | różnorodne |
Drogi: | dużo dróg i ścieżek leśnych, ścieżki przez pola, drogi o małym, średnim i dużym natężeniu ruchu, ścieżki rowerowe i pieszo-rowerowe |
Atrakcje dodatkowe: | Pustynia Błędowska, lasy, Rezerwat Pazurek, Olkusz, gwarki w Olkuszu |
Ślad GPX |
Szukając ciekawych tras niedaleko Krakowa, natrafiliśmy na informację o Velo Przemsza. Tam nas jeszcze nie było, a więc długo się nie namyślamy. Pakujemy rowery na bagażnik i jedziemy.
Samochód zostawiamy na parkingu w Olkuszu koło pump tracku Silver Park. Początkowe kilka kilometrów prowadzi nas bocznymi dróżkami miasta, a następnie przez ładny lasek i sporo piasków. Niespodziewanie znajdujemy się przy kopalni piasku, a za drzewami w głębokim dole widzimy wodę – zbiorników wodnych się tu nie spodziewaliśmy… zapewne powstały po wydobyciu piasku z tego terenu.
Velo Przemsza
Przejeżdżamy przez miejscowość Hutki i wąską ścieżką trafiamy do lasu. Tu mijamy stadninę koni (jest tu dużo szlaków końskich!) i w końcu trafiamy na Velo Przemsza. Co ciekawe, okazuje się, że pierwsze jej fragmenty już jechaliśmy w zeszłym roku (tylko wtedy w odwrotną stronę). Droga tu jest szeroka, szutrowa, w pełni bezpieczna i wiedzie przez las.
Docieramy do Pustyni Błędowskiej i Róży Wiatrów. Tu oczywiście przerwa na kawę i lody. A po krótkiej przerwie jedziemy dalej – kawałek obrzeżem Pustyni i dalej w las. Za osiedlem mieszkaniowym w Kluczach znowu wjeżdżamy w mały lasek. Na końcu ścieżki (wiodącej szlakiem!) czeka na nas spora piaskownica – jest to niespodzianka, bo ten fragment też pokonywaliśmy w zeszłym roku i piasku tu na pewno nie było.
Po przekroczeniu ul. Zawierciańskiej (dużej drogi wiodącej do Kluczy) zaczyna się największa zabawa. Tylko my, Velo Przemsza i las. W jednym tylko miejscu mijamy kolejną kopalnię piasku, poza tym otacza nas tylko przyroda i bardzo ładny sosnowy las.
Co ciekawe, dopiero kawałek przed Łęgiem Kolbarskim (czyli na ok 13 km szlaku) przejeżdżamy mostem nad Białą Przemszą. Na pozostałych odcinkach szlak jest poprowadzony – mimo nazwy – dość daleko od rzeki.
Między Łęgiem Kolbarskim a zakrętem drogi na Kolbark Velo Przemsza zyskuje dwa warianty trasy – jedna wzdłuż drogi (ale fajnie przez las, oddzielona od jezdni drzewami, podobnie jak Kaszubska Marszruta), a druga trochę dłuższa przez las. Jest to kwestia może 1 km, ale za to przez las jedzie się o wiele przyjemniej.
I tu zresztą największa przyjemność się kończy. Kończy się bowiem las i kolejne kilometry aż do „przedmieść” Wolbromia poprowadzone są przez wsie. Jest tu kilka podjazdów, ale za to asfaltem i niejednokrotnie z ładnymi widokami na okoliczne pagórki.
W samym Wolbromiu znowu można wybrać kilka wariantów i pętli szlaku Velo Przemsza przebiegających przez las i dookoła zalewu. My wybieramy opcję przejechania jednym z brzegów zbiornika. Okazuje się to dodatkowo ciekawe ze względu na niespodziewane atrakcje – pasące się przy altanie wśród leżaków krowy! A i bez krów jest tu bardzo ładnie – całość jest zadbana, dookoła poprowadzony jest deptak/ścieżka rowerowa, jest mała infrastruktura i mostek. Szkoda tylko, że nie można się tu kąpać – byłoby idealnie w taki upał!
Tu też kończy się szlak Velo Przemsza. Ogólnie trzeba przyznać, że jest różnorodny: jest i pustynia, i zalew, jest las i jest cywilizacja (tak pół na pół). Urozmaicone jest też podłoże, po którym się jedzie – jest bardzo dużo szutrów premium i asfaltów, ale zdarzają się też większe kamyki, piasek, a nawet niedługi kawałek zaoranej ścieżki. Szkoda tylko, że wbrew nazwie nie jedzie się wzdłuż rzeki (a przynajmniej nie w jej bezpośrednim sąsiedztwie).
Wolbrom
Wolbrom nas zaskakuje – spodziewaliśmy się jednak ciut większego miasteczka. Przy rynku działają jednak aż 3 lodziarnie i mała restauracyjka z bezalkoholowymi koktajlami i domowymi obiadami. Możemy się tu też zaopatrzeć w zapasy wody na dalszą drogę.
Po wyjeździe z Wolbromia (m.in. po przejechaniu sporego torowiska kolejowego) znowu trafiamy do lasu. Można powiedzieć, że naprzemiennie jedziemy spore fragmenty drogi przez las, a potem przez wsie. Zwłaszcza fragmenty przez las są ciekawe, bo jest tu bardzo dużo piasku i wystających korzeni, szerokość ścieżki ciągle się zmienia. Są nawet momenty, gdy przejeżdżamy wąską ścieżką przez pokrzywy, kawałek przez zaorane pole, a w jednym miejscu wręcz musimy zsiąść z rowerów i przejść przez „okopy”. Jest tu wyjątkowo przygodowo.
W lesie przed Kolonią Zimkówką na wysokości rezerwatu Michałowiec jakakolwiek droga/ścieżka zanika. Musimy się kawałek wycofać, a niestety z braku alternatywy leśnej jesteśmy zmuszeni przejechać kawałek drogą 783, bo nie należy do przyjemnych doświadczeń. A na pewno odradzamy tego osobom czującym się niepewnie na rowerze (je już wcześniejsze fragmenty od Wolbromia mogą zniechęcić), a tym bardziej dzieciom.
Rezerwat Pazurek
Udaje nam się w końcu dotrzeć do Rezerwatu Pazurek. Mijaliśmy go jadąc Szlakiem Orlich Gniazd, ale wtedy nie zdecydowaliśmy się go zobaczyć. Teraz jest doskonała okazja. Zostawiamy rowery zaraz za tablicą informującą o rezerwacie i idziemy na mały spacer.
Idziemy niebieskim szlakiem łącznikowym, a dalej zielonym szlakiem w prawo. Ścieżka delikatnie pnie się pod górę. A można tu zrobić większą pętlę idąc ścieżką dydaktyczną. Ale już tylko ten fragment, który nam udaje się obejrzeć, robi niesamowite wrażenie. Zaczyna się niepozornie, bo przez długi czas jest tylko las i nic niezwykłego. Wreszcie pojawia się duża skała – wciąż jednak można sobie pomyśleć, że „skała jak skała”. Ale już kilka metrów dalej skał pojawia się dużo więcej i dużo, dużo większych. Przejście między nimi to większe „wow” niż ostatnio odwiedzony przez nas rezerwat Kornuty w Beskidzie Niskim. Można tu poczuć namiastkę Gór Stołowych i Błędnych Skał.
Po zejściu wsiadamy na rowery i podążamy dalej. Znowu mamy fragemnty lasu, trochę piasku, jedna wieś, znowu las i znajdujemy się pod zamkiem w Rabsztynie. Tu wjeżdżamy na znany nam fragment Szlaku Orlich Gniazd. Nawet zdjęcie z widokiem na zamek udaje nam się zrobić w tym samym miejscu, co 1,5 roku temu.
Dojeżdżamy do Olkusza. Wreszcie mamy okazję trochę zwiedzić miasto. Jest bardzo ładne, choć malutkie. Koniecznie trzeba zobaczyć rynek z fontanną, katedrę i basztę. Znaleźć tu też można zarysy murów innych, nieistniejących już baszt i bram do miasta. A na środku rynku znajduje się wejście do podziemnej trasy turystycznej.
Oprócz zabytków i licznych knajpek atrakcję tu stanowią figurki gwarków, czyli górników. Olkusz był bowiem miastem górniczym, a na dodatek zlokalizowana tu była mennica królewska. Poszukiwanie gwarków nie jest trudne, a sprawia wielką radochę. Nam udało się znaleźć je wszystkie – a Wam?
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!