Prawdopodobnie każdy rowerzysta ma swoją górkę, której nigdy nie pokonał, a chciałby to zrobić. Nasze wyzwanie to Wytrzyszczek w Radziszowie. Ale żeby nie było tak prosto, wpierw trzeba tam dojechać z Krakowa.
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | brak |
Liczba kilometrów: | ok 54 km |
Trudność: | średnia, fragmentami trudna / bardzo trudna |
Przewyższenia: | 500 m ↑ 500 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szuter, ubita ziemia |
Drogi: | ścieżki rowerowe, drogi polne, ścieżki spacerowe, drogi o małym i średnim natężeniu ruchu |
Atrakcje dodatkowe: | Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy, pomnik Hallera w Jurczycach, kościół pw. św. Wawrzyńca w Radziszowie |
Ślad GPX |
Początek trasy to standard – jak najszybciej i jak najmniej „boleśnie” wyjechać z Krakowa. Jedziemy ścieżką rowerową wzdłuż Powstańców, dalej Grzegórzecką i Dietla. Dzięki temu ominiemy tłumy na Plantach i pod Wawelem. Za to stoimy w korku między samochodami na fragmentach, gdzie trasa rowerowa idzie na Dietlą normalnie drogą z autami. Do tego nie obywa się bez dziwnych postaci typu facet na rowerze, który nagle zajeżdża drogę albo (to było najciekawsze) stoi na czerwonym, przejeżdża za światła, stoi na środku przejścia dalej na czerwonym, po czym wciąż na czerwonym przejeżdża dalej jednocześnie bez ostrzeżenia zjeżdżając na lewo. Dobrze, że jak tylko zrobiło się zielone, mogliśmy go wyprzedzić i nie narażać się na jego dziwne zachowanie.
Kolejny nawał ludzi robiących dziwne rzeczy oczywiście na Zakrzówku. Trzeba było go ominąć… Ale dajemy radę. Przejazd przez kampus UJotu i dalej na jego tyłach przez krzaki i pole pod Solaris. Tyłem za Motorolą i Shellem dojeżdżamy do Skotnik, żeby tam przejechać wiaduktem nad autostradą. Dojeżdżamy do terenów Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Wiedząc, co nas czeka dalej, tu rezygnujemy z jazdy po górkach, tylko w miarę możliwości omijamy las przez Podgórki Tynieckie i koło krematorium.
W Skawinie od razu kierujemy się na obwodnicę i dalej do Rzozowa.
Tu decydujemy się na nadłożenie drogi i przejechanie jeszcze przez Jurczyce, co by górek po drodze nie było za mało. Na górze czekała na nas niespodzianka, bo pojawiły się tu 2 nowe pomniki Hallera.
Zjazd do Radziszowa to sama przyjemność. Robimy długi postój na kawę i ciasto. Miło spędzamy czas w gościach i powoli zbieramy siły do naszego dzisiejszego wyzwania. Głupie pomysły mają to do siebie, że są głupie, zwłaszcza gdy się je realizuje, wiedząc, co nas czeka. Wjazd na Wytrzyszczek właśnie do takich pomysłów się zalicza 🙂 Przecież tam się jedzie nieprzyjemnie nawet autem!
Przejeżdżamy przez Rynek zastanawiając się, czy jeszcze nie zawrócić. Ale nie poddajemy się na wstępie i ciśniemy pod górę. No nie jest łatwo, ale powolutku do przodu, do góry. Mocna chwila zwątpienia dopada nas w połowie góry na najstromszym fragmencie, ale i ten odcinek pokonujemy. Już niemal u góry (na wysokości manekinów) jakaś pani pyta nas, czy jedziemy na prądzie czy na sucho. W pierwszym momencie pytanie się wydaje bardzo dziwne, bo przecież na rowerze to tylko na trzeźwo. Ale chyba chodziło jej o inne wspomaganie…
Dojeżdżamy na górę! Zwycięzcy! Pokonaliśmy Wytrzyszczek na raz bez zatrzymywania. Jest satysfakcja. Teraz tylko zwycięska fotka, kilka łyków wody i jedziemy dalej.
Podjazd przez Buków już nie robi na nas wrażenia, cóż to za góreczka w porównaniu z tą już pokonaną. Zjazd z Bukowia do Skawiny natomiast jest niezłą nagrodą za wcześniejszy wysiłek. Na rozstaju dróg w Skawinie zamiast w lewo, skręcamy w prawo, żeby nie zjeżdżać do centrum i wytracać wysokości do końca. Możliwe, że był to jednak błąd… Tę trasę znaliśmy z jazdy w drugą stronę i wtedy ten odcinek wydawał się całkiem przyjemny. Teraz okazało się jednak, że tu też jest sporo pod górkę.
Wyjeżdżamy w lewo i dalej prosto koło OSP, przez Korabniki na Petrażyckiego i dalej przez Sidzinę na wiadukt nad autostradą do Kobierzyna. Tu trafiamy na zaskakująco długi podjazd. Co prawda po Wytrzyszczku jest to tylko drobna przeszkoda, niemniej jednak trochę się nim dziwimy, bo jadąc w drugą stronę nie zwraca się uwagi na długość tego zjazdu.
Dalej już dobrze znana trasa. Kobierzyn, Osiedle Europejskie, wzdłuż Bobrzyńskiego i na Zakrzówek. Powrót uskuteczniamy tą samą trasą, co jazdę w tamtą stronę, tylko że sporo szybciej. Ale niestety nie bez dziwnych rowerzystów po drodze 😉 Żeby jeździć latem po Krakowie, trzeba mieć stalowe nerwy… W oddali widzimy czarne kłęby dymu na niebie – potem czytamy w internecie, że ktoś podpalił tę starą stację benzynową na Ujastku.
Jeżeli ktoś z Was lubi wyzwania rowerowe, próba wyjazdu na Wytrzyszczek spełni Wasze oczekiwania. Powodzenia i do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!