Krótka trasa, żeby nacieszyć się piękną pogodą i złotą polską jesienią. Chyba każdy krakowski rowerzysta zna przejazd wałem Kraków – Tyniec do opactwa na lody lub obiad. My natomiast chcieliśmy eksplorować tamtejsze lasy i wdrapać się na Ostrą Górę.
Rodzaj trasy: | krótka pętla |
Szlak: | Wiślana Trasa Rowerowa + brak szlaku/oznaczeń |
Liczba kilometrów: | ok 39 km |
Trudność: | średnia (ostre podjazdy i zjazdy, śliskie podłoże) |
Przewyższenia: | 217 m ↑ 206 m ↓ |
Podłoże: | asfalt + leśne ścieżki |
Atrakcje dodatkowe: | las, hopki, ewentualnie dodatkowo podjazd do opactwa Benedyktynów w Tyńcu |
Ślad GPX | trasa Kraków-Tyniec |
Wycieczkę zaczynamy od znanego wszystkim przejazdu wałem w stronę Tyńca – dzięki temu przejedziemy szybko i bez niespodzianek. Trzeba tylko uważać na ludzi, których na wale jest sporo. Tego fragmentu nawet nie opisuję, bo zna go każdy i nie oszukujmy się: poza ładnymi widoczkami na Wisłę, Przegorzały i Bielany, nic ciekawego tam nie ma. Zachwyca przy pierwszym przejeździe, a przy entym już bardziej nudzi. Ale jest to stanowczo najbezpieczniejsza opcja dostania się na rowerze w okolice Tyńca. Na Kolnej zjeżdżamy z wału i jedziemy wzdłuż starego zakola Wisły do ul. Tynieckiej. Tym samym omijamy Tyniec w sensie opactwa i jego najbardziej znanych części.
Dojazd z Kolnej do lasów Tynieckich
Żeby nie jechać ruchliwą Tyniecką, przejeżdżamy przez nią i jedziemy małą uliczką dojazdową wzdłuż Tynieckiej – pojawiają się kamyki, zaczyna się zabawa. Jedziemy tą uliczką dalej wzdłuż autostrady – nie jest to świetne miejsce, ale wciąż traktujemy to jako opcję bezpiecznego dojazdu. Kawałek dalej skręcamy w lewo, żeby oddalić się trochę od autostrady, teraz w prawo i przejeżdżamy nad autostradą. Tu dopiero zaczyna się najlepsza zabawa.
Ostra Góra
Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i zaraz wjeżdżamy w zalesiony teren pod górkę. Jedzie się ubitą drogą leśną, jest bardzo przyjemnie. Gorzej się robi, jak decydujemy się wspiąć na Ostrą Górę. W tym celu za parkingiem skręcamy w lewo i… Na stromym podjeździe na śliskich liściach jazda nie należy do przyjemności, fragmentami trzeba pchać rower. Na końcówce nawet przez chwilę zastanawiamy się, czy nie zostawić rowerów i dalej iść pieszo, bo zaczynają się dodatkowo śliskie skały. Koniec końców udaje się nam wepchać rowery. Na górze czeka na nas ławka, tablica informacyjna o punkcie widokowym i… brak widoku 😀 Góra jest tak mocno zarośnięta drzewami i krzakami, że nic z niej nie widać. Lepsze wrażenie robi od dołu widok na nią, bo zbudowana jest ze skał. Niemniej jednak korzystamy z obecności ławki, zjadamy kanapkę i zastanawiamy się, co dalej.
Pomału sprowadzamy rowery na dół na odcinku ze śliskimi skałami i kamieniami. Dalej można już mniej lub bardziej jechać – wciąż jest w dół, a pod liśćmi kryją się gałęzie i kamienie. W końcu udaje nam się bezpiecznie zjechać aż do skrzyżowania alejek z wiatą turystyczną. I znowu pytanie, co robimy dalej. Możemy odjechać tę część lasu alejkami i uliczkami. My jednak decydujemy się wjechać na górę na przełaj. Była to dobra decyzja, bo jesień tu jest jeszcze ładniejsza i bardziej czarująca.
Hopy tynieckie
W końcu dojeżdżamy w miejsce, które część z Was na pewno zna, a dla nas było niespodzianką – hopy tynieckie, hopki na zboczu góry dla rowerzystów. Młodzież na nich szaleje. My “zaliczamy” je tylko w jedną stronę, a mianowicie wyjeżdżamy do góry między amatorami skakania. Skręt w lewo i piękną jesienną leśną aleją zjeżdżamy dość długo w stronę ul. Podgórki Tynieckie. W lesie mój gps głupieje, ale my na szczęście się nie gubimy. Ulicą Kozienicką jedziemy na prawo nad autostradą. Za autostradą czeka nas znowu górka. Udaje nam się ją trochę “oszukać”, bo w połowie skręcamy w lewo w ul. Szerokie Łąki. Powrót do domu będzie dłuższy, wijący się i krajoznawczy. Jedziemy małymi uliczkami i oglądamy, ile nowych domów się tu pobudowało.
Skotniki i powrót
Przejeżdżamy przez Skotniki trochę na azymut na północny-wschód aż dojeżdżamy do ul. Winnickiej. Tu już wiemy, gdzie jesteśmy – z Winnickiej skręcamy w lewo w Królówkę i w prawo w Skotnicką. Tą kamienistą ścieżką jedziemy na Górkę Pychowicką. Stąd zjazd na drugą stronę ul. Rodzinną, trochę kluczenia po uliczkach między domkami i w końcu wyjeżdżamy w Pychowicach na Tyniecką i wał nad Wisłą. Reszta przejazdu do domu przebiega nam podobnie, jak w tamtą stronę, z tą tylko różnicą, że o tej porze nie pchamy się pod Wawel i na Planty, a jedziemy prosto pasem rowerowym ul. Dietla.
Tę krótką tyniecką wycieczkę streścić można krótko: piękne jesienne widoki i sporo górek. Ale było warto, zwłaszcza że jeszcze tych terenów nie znaliśmy od tego strony.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!