Tym razem zaniosło nas w świętokrzyskie w okolice miejscowości Końskie z nadzieją na ładną pogodę, piękne lasy i wysyp grzybów. Lasy super, grzybów nie tak mało, ale pogoda… Niestety nie skorzystaliśmy tak dużo, jak chcieliśmy.
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | bez szlaku |
Liczba kilometrów: | 60 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 436 m ↑ 443 m ↓ |
Podłoże: | leśne drogi i ścieżki, asfalt, szuter |
Drogi: | leśne drogi, alejki parkowe, ulice ze średnim natężeniem ruchu, ścieżki rowerowe |
Atrakcje dodatkowe: | las, zespół parkowo-pałacowy Małachowskich, oranżeria egipska |
Ślad GPX |
Korytków i początkowe problemy
Wycieczkę zaczynamy przy dworku Korytków. Niestety okazuje się, że hotel, który jest w dworku i w którym planowaliśmy potem nocować, jest pozamykany na wszystkie spusty do 12 i nawet na parking nie możemy wcześniej wjechać (mimo informacji w internecie o normalnym działaniu hotelu i możliwości przyjazdu od 10). Przez to wyjazd na rowerach opóźnia nam się i potem okaże się, że właśnie tego czasu zabraknie nam wieczorem.
Wyjeżdżamy z niego na główną drogę, w prawo pod górkę i przy najbliższym większym skręcie znowu w prawo. Przejeżdżamy przez Kupimierz i wjeżdżamy do lasu.
Przez las
Nie mamy żadnego konkretnego celu ani wybranej trasy. Najpierw postanawiamy objechać staw, ale okazuje się to nie do końca wykonalne. W związku z tym cofamy się i kierujemy na południe. Cały czas jedziemy leśnym traktem, wdychamy czyste powietrze i jesienne zapachy. Na całym odcinku przez las spotykamy tylko jednego grzybiarza.
Wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Ruskiego Brodu, skręcamy w prawo, a po chwili odbijamy w lewo na Teklinów, Głęboką Drogę i Kolonię Szczerbacką. Mieszkańcy patrzą się na nas dziwnie – chyba nie przejeżdża tam zbyt wielu rowerzystów, a już zwłaszcza przy takiej chłodnej, niepewnej pogodzie.
Wjeżdżamy z powrotem do lasu i tu okazuje się, że się gubimy – dojeżdżamy na tyły czyjegoś gospodarstwa i nie możemy przedostać się do drogi, którą już widzimy kilka metrów przed nami. Musimy zawracać i objeżdżać tę posesję. Tyle z tego dobrego, że przy zawracaniu znaleźliśmy wcześniej przeoczone skupisko borowików! W Bokowie skręcamy w prawo i zniszczoną drogą asfaltową jedziemy dalej. Przy drugiej sposobności skręcamy w prawo w las. Tu z powrotem robi się ładnie i pachnąco.
W Piasku jak sama nazwa wskazuje jest sporo piasku na trasie i trochę pchania rowerów. Robimy mały postój nad stawem z kaczkami. Oglądamy stary drewniany młyn, za którym skręcamy w prawo. Zalej jedziemy sobie fajnie przez las. W pewnym momencie wjeżdżamy w węższą ścieżkę i dojeżdżamy do polanki z powalonymi drzewami i krzakami – zaczyna się pchanie rowerów znowu. Kawałek dalej podmokły teren i obawa, że będziemy musieli zawracać. Na szczęście udaje się przedostać suchą nogą i prawie suchą oponą.
Wjeżdżamy z powrotem na leśną drogę i wydaje się, że teraz to już będzie tylko lepiej. Dojeżdżamy do (uwaga!) budowanego skrzyżowania leśnego, przejeżdżamy na wprost. Droga szeroka, piękna, jeszcze w budowie, ale wygląda super… i nagle plask. Wjeżdżamy w takie błoto, że strach jest się poruszyć – nie wiadomo, czy lepiej cofać czy utaplać się w tym błocie schodząc z roweru… To była niespodzianka…
Końskie
Zmieniamy drogę i wjeżdżamy w dróżkę równoległą do tej feralnej. Nią dojeżdżamy już do Piły i w prawo do Czerwonego Mostu. Wjeżdżamy do Końskich, gdzie oglądamy wyremontowany zespół pałacowy Małachowskich i oranżerię egipską. Tu też postanawiamy zjeść obiad nie przejmując się za bardzo ubłoconymi butami. Jemy w restauracji Leliwa i z czystym sumieniem możemy ją gorąco polecić. Fakt, że byliśmy już bardzo głodni, więc smakowało by nam wszystko, ale te porcje! Kotlet na cały duży talerz, a frytki pod nim, bo nie zmieściły się obok!
Po obiedzie kierujemy się już z powrotem do Korytkowa. I tu właśnie zabrakło tych 40 minut z rana, bo zrobiło się ciemno i jeszcze zimniej. Dojazd na nocleg był wyjątkowo nieprzyjemny, miejscami drogą (miejscami jest ścieżka rowerowa wzdłuż drogi), a na dodatek pod górkę. Odradzamy pokonywania tego przejazdu Końskie – Korytkowo po ciemku.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!
Podobno wyborów nie wygrywa się w Warszawie tylko w Końskich 🙂