Trasa Niedzica – Szczawnica to fragment Velo Dunajec. W dużej mierze prowadzi ścieżkami z dala od ruchu samochodowego poprzez bujną zieleń nad Dunajcem. Przepiękne widoki gwarantowane!
Rodzaj trasy: | tam i z powrotem |
Szlak: | brak + Velo Dunajec |
Liczba kilometrów: | 60 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 545 m ↑ 545 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szuter, kostki brukowe |
Drogi: | ścieżki/drogi rowerowe, drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, deptak |
Atrakcje dodatkowe: | Czerwony Klasztor, widok na Trzy Korony, Dunajec |
Ślad GPX |
Jak każdą z naszych kacwińskich wycieczek, także i tę zaczynamy pod kościołem pw. Wszystkich Świętych w Kacwinie. Początkowy fragment jest bardzo przyjemny, ale też bardzo dobrze nam znany – do Niedzicy, mijamy rondo, centrum wsi i trafiamy na drugie rondo. Tu odbijamy w prawo i jedziemy wzdłuż Jezioro Sromowskiego, przy którym 2 lata temu kończyliśmy pętlę rowerową przez Velką Frankovą.
Przejeżdżamy przez most i zaraz za mostem skręcamy w prawo w niepozorny wąski zjazd. Tu z kolei byliśmy 3 lata temu błądząc na początku Velo Czorsztyn i bardzo nam się tu podobało, ale musieliśmy zawrócić na właściwą trasę. Tym razem to dobry (wybrany przez nas wcześniej) szlak i jego się trzymamy.
Cały czas jedziemy wzdłuż Dunajca i właściwie będziemy się go trzymać przez całą naszą trasę tam. O trasie powrotnej zdecydujemy w Szczawnicy – zobaczymy, jak stoimy z czasem, jakie mamy siły i jaka jest pogoda. Wielkim plusem tej trasy jest (poza walorami przyrodniczymi oczywiście!) fakt, że jest ona dość płaska, lekko pochylona w stronę Szczawnicy. Droga „tam” powinna być więc czystą przyjemnością.
Na początku jedziemy specjalnie wybudowaną drogą pieszo-rowerową przez Sromowce Wyżne – jedzie się niczym przez park nadrzeczny. Mijamy stadion sportowy, plac zabaw, bardzo elegancki MOR (a może to nie MOR tylko altanki i stoliki dla mieszkańców). Następnie kawałek jedziemy drogą, ale nie mija nas żaden samochód. Za to mijamy się z wieloma rowerzystami jadącymi z naprzeciwka z numerkami. Potem sprawdzamy, że akurat w tym dniu odbywał się Rajd Doliną Dunajca z Krościenka. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, bo może wzięlibyśmy udział? Mijani przez nas uczestnicy rajdu byli w przeróżnym wieku, więc może i my dalibyśmy radę.
Znowu wjeżdżamy na asfaltową ścieżkę, którą jedziemy dłuższy czas aż do kompleksu biur spływu Dunajcem, na teren którego nie można wchodzić. Tu trasa odbija w lewo ku głównej drodze, żeby ominąć w/w kompleks. Nad rzekę wraca kawałek dalej przy kasach biletowych na tenże spływ. Trzeba przyznać, że budynek z kasami i pamiątkami ładnie komponuje się z otoczeniem.
Znowu fragment ścieżką rowerową nad rzeką i po chwili to dobre się kończy. Przed nami spory odcinek zwykłą drogą (ulicą Pienińską). Tu jedzie się mniej przyjemnie, ale wciąż nad rzeką, więc widoki trzymają poziom. Przy kolejnym punkcie spływów Dunajcem trasa wraca na specjalną ścieżkę z dala od aut. Mijamy łąki, a następnie mały lasek. Przy zabudowaniach prawie przeoczamy skręt w lewo. Dobrze się jedzie przed siebie, a szlak nagle skręca między budynki.
Znowu trafiamy na główną drogę i kawałek nią jedziemy do parkingu w Sromowcach Niżnych, gdzie ponownie trasa trafia na ścieżkę/deptak nad rzeką. W centrum Sromowców przejeżdżamy na drugą stronę Dunajca. Jesteśmy na Słowacji. Z mostku widać już Trzy Korony.
Kawałek jedziemy chropowatą ścieżką rowerową wzdłuż drogi. Za zakrętem wyjawia się już przed nami Czerwony Klasztor. No to jesteśmy w domu – kolejny odcinek znamy już dobrze z wcześniejszych pieszych spacerów.
Czerwony Klasztor swą nazwę wziął oczywiście pod znajdującego się tu klasztoru z czerwoną dachówką. Prawdopodobnie klasztor stał tu już w XI wieku i należał do Benedyktynów, a w XVIII wieku został przekazany Kamedułom.
Wjeżdżamy na tzw. Drogę Pienińską. Widok na Trzy Korony jest oszałamiający. Kolejne ok 10 kilometrów jedziemy tą drogą i zachwycamy się co chwilę otaczającą nas przyrodą. Tu jest stanowczo przepięknie!
Jedyny problem stanowi remont. Droga pienińska jest aktualnie w remoncie, więc na trasie znajduje się mnóstwo nadmiarowych kamieni, które nie są zbyt bezpieczne ani wygodne. Nieźle nas wytrzepało po drodze, zwłaszcza na kilu fragmentach.
Po stronie polskiej niespodzianka – wita nas deptak z wydzieloną ścieżką rowerową, wszystko ładnie wybrukowane. Miła odmiana po wcześniejszych kamieniach.
Wizytę w Szczawnicy zaczynamy od obiadu. Mimo porządnej jajeczniczki z wiejskich jajek na śniadanie, zdążyliśmy już porządnie zgłodnieć. Zresztą po takiej trasie i przed drogą powrotną obiad nam się należy. Po obiedzie robimy krótki objazd po Szczawnicy – wzdłuż Grajcarka ścieżką rowerową, przez mostek, dalej przez Park Dolny i z powrotem do wjazdu na Drogę Pienińską. Jest chłodno, więc decydujemy się nie kombinować i wrócić do Kacwina tą samą trasą.
Wiedząc, że aż do Sromowców nie napotkamy na żadną kawiarnię, wpadamy na głupi pomysł wypicia kawy w schronisku Orlica. Tj. pomysł kawy jest świetny – głupia jest ta część pomysłu, która dotyczy wyjazdu na rowerze do schroniska. Odcinek ma 160 metrów, a przewyższenie 20 m. Niejedna osoba pewnie stwierdzi, że cóż to jest, a dla nas to jest wyzwanie. Ale udało się. Na górze w schronisku raczymy się w nagrodę nie tylko kawą, ale też pyszną szarlotką.
Zjazdowi ze schroniska na Drogę Pienińską towarzyszy głośny dźwięk naszych hamulców rowerowych. Chyba jednak nawet zjazd okazuje się większym wyzwaniem niż wjazd.
Z powrotem jesteśmy na trasie. Droga powrotna wiedzie dokładnie tą samą drogą (z naprawdę drobnymi różnicami widocznymi na śledzie gpx), więc nie ma co jej opisywać. To byłoby jak pisanie/czytanie tej relacji teraz drugi raz od końca. W drodze powrotnej robiliśmy mniej postojów (zwłaszcza tych na zdjęcia), więc mimo że lekko pod górkę (zwłaszcza odcinek Niedzica – Kacwin), dość szybko pokonaliśmy całą trasę.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!