Przejazd przez Mazury Garbate sprawia sporo przyjemności, a Gołdap okazuje się małą, ale bardzo zadbaną miejscowością. A tężnie?! To trzeba zobaczyć!
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Mazurska Pętla Rowerowa, Niebieska Wstęga Jezior, Szlak Mazurskich Legend i Opowieści, Green Velo |
Liczba kilometrów: | 80 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 620 m ↑ 570 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szuter |
Drogi: | dawne linie kolejowe, drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, ścieżki rowerowe |
Atrakcje dodatkowe: | kwatera Himmlera w Pozezdrzu, zagroda żubrów, Puszcza Borecka, Gołdap (zegar słoneczny, ruiny kwatery wojennej, tężnia) |
Ślad GPX |
Dzisiaj częściowo rezygnujemy z Green Velo na rzecz lasów i terenów, na których byliśmy 5 lat temu. Z Kolonii Rybackiej pod Węgorzewem kierujemy się od razu na południowy wschód Mazurską Pętlą Rowerową. Na odcinku do Pozezdrza jedziemy trasą dawnej linii kolejowej, a gdy zbliżamy się do Pozezdrza, zbaczamy na lewo przypomnieć sobie, jak wygląda bunkier kwatera Himmlera. Trzeba tu bardzo uważać i dobrze się rozglądać (lub jechać z gps), bo jedyny drogowskaz, jaki zobaczyliśmy, był widoczny na drzewie od strony Kruklanek. Zobaczyliśmy go tylko dlatego, że się trochę zapędziliśmy przez ten brak oznaczeń i kilka metrów trzeba było zawrócić.
Dalej jedziemy nasypem kolejowym. Wiemy, że mamy dotrzeć do Kruklanek, dużo nam się przypomina z okolicznych terenów, więc nie zwracamy uwagi za bardzo na dokładne napisy na drogowskazach MPR i na chwilę nie zważamy na wgrany ślad gpx. Trochę tylko dziwimy się, że dalsza droga jest wąską ścieżką ewidentnie nieuczęszczaną za bardzo. Ale cieszymy się, że ominie nas odcinek drogą. No cóż… Dojeżdżamy tylko na MOR. Ale jaki to MOR!? Przepięknie przygotowany i położony na plaży nad jeziorem Pozezdrze. Tu jest cudownie! Mimo że droga ta okazała się ślepa, cieszymy się, że tu dotarliśmy.
No ale teraz po przerwie na plaży musimy się stąd wycofać. Nie zawracamy się aż do ostatniego drogowskazu, tylko przy pierwszej okazji skręcamy na drogę. I niemal od razu dowiadujemy się, czemu tak się cieszyliśmy, że ją ominiemy. Z naprzeciwka pędzi auto z długą paką wyładowaną toitoiami. Prawie nas zdmucha do rowu!!! Żadna ciężarówka czy tir nas jeszcze tak nie przestraszył i nie potraktował. Chyba kierowca dużo za szybko jedzie… Powiew wiatru (na szczęście samego wiatru bez kojarzących się wątpliwych zapachów) przeogromny.
Cieszymy się, gdy skręcamy w lewo na mniejszą drogę. Pamiętamy, że 5 lat temu były tu kocie łby. Nic się nie zmieniło. Kawałek jedziemy podskakując w siodełkach – lepsze to jednak niż asfalt z pędzącymi toitoiami! Przez Przerwanki docieramy do Kruklanek szlakiem rowerowym Niebieska Wstęga Jezior.
Po przerwie na lody na rynku w Kruklankach zmierzamy do Puszczy Boreckiej – w większości po prostu drogą z samochodami, przy czym z każdym kolejnym kilometrem droga jest coraz mniej uczęszczana. I co ciekawe, niedawno musiał być tu remont, bo pamiętamy, że przejazd tędy był dość uciążliwy. Teraz leży gładki asfalt na całej szerokości drogi i jest cały nasz. Jadąc tak najkrótszą drogą zamiast opłotkami i tak trafiamy na fragmenty szlaku rowerowego Mazurskich Legend i Opowieści. Nad jeziorem Wolisko trafiamy nawet na jedną tabliczkę z legendą mazurską.
W Wolisku jest kolejna atrakcja, a mianowicie zagroda żubrów, gdzie warto poobserwować te zwierzęta. Dalej przez całą puszczę jedziemy szeroką drogą – częściowo asfaltem, częściowo szutrem premium. Mijamy Rezerwat Borki, kilka jezior i terenów bagnistych. Co ciekawe co jakiś czas na środku drogi siedzi całe skupisko motyli.
Po wyjeździe z puszczy jedziemy asfaltem przez wioski między polami i gospodarstwami. W jednym gospodarstwie natrafiamy na fascynujący obrazek – 4 konie pasą się na pastwisku, gdy od strony stajni przybiega mały szalony konik, który ewidentnie drażni towarzystwo. Mały bryka w te i we w tę, a jeden z dużych koni galopuje za nim, żeby go przegonić. W kilku momentach nawet jeden drugiego próbuje kopnąć. Oglądamy to „przedstawienie” dobre kilka minut, aż wszystkie konie mniej lub bardziej zgodnie schodzą do stajni.
W Grabowie wracamy na szlak Green Velo – znowu jest to dawna trasa kolejowa, tyle że tym razem na całej długości towarzyszy jej zielona barierka. Niby monotonnie, ale bardzo przyjemnie się jedzie – po obu stronach szlaku są pola lub chaszcze, a co najważniejsze teren coraz bardziej faluje. Już na dobre pożegnaliśmy się z płaszczyznami, coraz bardziej wjeżdżamy w pagórki.
Przed Gołdapią trakt kolejowy się kończy i wjeżdżamy na zwykłą ścieżkę rowerową wzdłuż drogi. Ale zanim to następuje stoi szereg drogowskazów Green Velo pokazujących jak skręcić w lewo. Niby spoko, ale dalej pozostaje pytanie: po co aż tyle? Na ogrodzonej barierkami ścieżce i tak inaczej się nie pojedzie, a i dalszą ścieżkę z dala dobrze widać. Fajnie, że tu jest tak dokładne oznaczenie, a na polach i lasach na Warmii nie było żadnych oznaczeń…
Kolejna ciekawostka w tym miejscu, która nas bardzo zaskoczyła, to kompleks Piękna Góra. Mają tu stok narciarski! Gołdapska Góra, na której są usytuowane trasy narciarskie, wyciąg i tor saneczkowy (a jak rozumiem też trasy MTB), ma 272 m n.p.m. A tras (i wyciągów chyba też) jest pięć i łącznie mają podobno 2 km. Nie spodziewaliśmy się!
W Gołdapi oczywiście przejeżdżamy przez rynek, który łączy w sobie funkcje zarówno rynku, jak i parku. Jest na nim zarówno obszar wybrukowany, jest zegar słoneczny, ale jest też staw z fontanną i sporo zieleni, drzew, ławeczek, a nawet plac zabaw i siłownia na wolnym powietrzu. I nie ma żadnych bud ani sklepów z pamiątkami czy badziewiem.
Kawałek za rynkiem trafiamy na jelenia.
I zmierzamy do lasu, gdzie wedle mapy miała być kwatera sił Luftwaffe. Przebiega tędy oznaczony szlak pieszy, który wiedzie szeroką leśną drogą, więc spokojnie da się przejechać rowerem. Ruiny bunkrów i zabudowań są tylko podpisane bez żadnych tablic informacyjnych.
Wyjeżdżamy z lasu niedaleko sanatorium. Pięknym deptakiem ze ścieżką rowerową zmierzamy do tężni. Jest tu kawałek na spacery dla sanatoriuszy Docieramy w końcu na miejsce i… Wow! Cały teren rekreacyjny robi wrażenie – park zdrojowy jest zadbany, budynek pijalni nowoczesny, całość usytuowana jest nad jeziorem.
Sama tężnia robi wrażenie jeszcze większe, bo jest po prostu ogromna – zarówno bardzo wysoka, jak i długa. Wedle informacji technicznych ma długość 220 m i wysokość 8 m, a zbudowana została w 2014 roku ze środków unijnych. Można przed nią przejść (lub przejechać), pomiędzy dwoma „murami” solankowymi ustawione są ławki jak w parku, więc można tu spędzić więcej czasu w przyjemny sposób. U góry jest drewniany podest na poszczególnych fragmentach tężni, więc można też ją obejść właśnie górą. I co ważne, ta wielka tężnia w Gołdapi nie jest płatna jak ta w Wieliczce.
Po krótkiej inhalacji (co by rowerom nie zaszkodziła) jedziemy dalej do Botkunów, gdzie mamy nocleg – cały czas ścieżką rowerową wzdłuż drogi. Tu czeka nas kolejna niespodzianka. Jako że jest bardzo ciepło do późna, a nie ma (o dziwo! nowość na tym wyjeździe) komarów, możemy wieczorem spokojnie siedzieć sobie na polu przed snem. Mocno się dziwimy, jak patrzymy na zegarek, gdy wciąż jeszcze widać resztki zachodzącego słońca, a tam jest już 23. Niespotykane zjawisko na południu Polski. Niby to tylko 600 km w linii prostej, a jednak to aż godzina jasności dłużej wieczorem. Szkoda tylko, że to znaczy, że w zimie mają tu o godzinę krócej dzień.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!