Kraina Otwartych Okiennic to nie jest trasa Green Velo, ale leży nieopodal na Podlaskim Szlaku Bocianim, więc jadąc Green Velo warto zboczyć i tu zajrzeć.
Rodzaj trasy: | tam i z powrotem + pętla |
Szlak: | Podlaski Szlak Bociani |
Liczba kilometrów: | 48 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 247 m ↑ 247 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szutry, piasek |
Drogi: | drogi o małym natężeniu ruchu, ścieżki rowerowe, drogi polne |
Atrakcje dodatkowe: | Kraina Otwartych Okiennic czyli Trześcianka, Soce i Puchły |
Ślad GPX |
Będąc w tym regionie Podlasia aż warto zajrzeć w to miejsce. Kraina Otwartych Okiennic jest lokalną atrakcją, choć może nie bardzo znaną. Co prawda podobne zdobnictwo znajdziecie również na wielu innych domach Podlasia, a nawet Lubelszczyzny, więc nie jest to konieczność. Jednak tu zachowało się najwięcej takiego budownictwa i ludzie dbają o tradycję. Przynajmniej większość z nich. Więc można nasycyć oczy widokiem pięknie zdobionych domów.
Po zrobieniu prania i po leniwym śniadaniu na trawie udajemy się w drogę do Narwi, a dalej do Trześcianki. Częściowo dzisiejszą trasę pokonywać będziemy na azymut, a częściowo Podlaskim Szlakiem Bocianim.
Wyjeżdżamy z Rybaków i przejeżdżamy przez Puszczę Ladzką, a następnie przez kilka małych wiosek. Warto zwrócić uwagę na ich nazwy, bo jest tu wiele perełek. Przejeżdżamy przez Hajdukowszczyznę, a na mapie widzimy jeszcze Bruszkowszczyznę i wiemy, że przez kilka kolejnych takich „wszczyzn” będziemy jeszcze przejeżdżać w kolejnych dniach. Na uwagę zasługuje też malutkie lotnisko Narew, które mijamy niedaleko przed miasteczkiem.
Sama Narew jest niepozornym, małym miasteczkiem. Ale będąc tu, trzeba zobaczyć cerkiew Podwyższenia Krzyża Świętego i kościół Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława. Cerkiew (jak wszystko dotychczas przez nas mijane) jest zamknięta, natomiast w kościele aktualnie jest remont, więc też nie można wejść do środka. Warto je jednak zobaczyć choćby tylko z zewnątrz, bo obie świątynie wyglądają bardzo „podlasko”.
Dalej przejeżdżamy asfaltową drogą przez las nie niepokojeni przez żaden samochód. Dopiero gdy dojeżdżamy do większej drogi i skręcamy w prawo w kierunku Trześcianki, pojawia się ruch. Tutaj jednak na szczęście wzdłuż drogi jest piękna ścieżka rowerowa. Bezpiecznie dojeżdżamy do skrętu na Trześciankę. Już na wjeździe wita nas znak, że oto znaleźliśmy się w „innym świecie”. Kraina Otwartych Okiennic wita!
Trzeba przyznać, że te wioski wyobrażaliśmy sobie bardziej na zasadzie skansenu. A są to zupełnie zwykłe wioski zamieszkałe przez ludzi jak dawniej, z tą różnicą że wiele domów (nie wszystkie) jest pięknie zdobionych. Cała wieś to tak właściwie niecałe 2 kilometry ulicy z posesjami po obu stronach. To, co robi wrażenie, to nagromadzenie otwartych okiennic. Stanowcza większość budynków jest zadbana, a nawet jest tu kilka agroturystyk i mała restauracyjka (otwarta od 13). Jest też kilka wiat przystanków autobusowych, które stylem nawiązują do okolicy. Można tu jeździć na rowerze lub spacerować z aparatem w dłoniach i co kilka kroków wynajdywać kolejne interesujące ujęcia.
Na końcu wsi jest cerkiew św. Michała Archanioła. Wreszcie zielona!
Skoro już tu jesteśmy, to trzeba podjechać też do dwóch pozostałych wiosek tworzących Krainę Otwartych Okiennic. Wszystkie 3 tworzą 10-kilometrową trójkątną pętlę, w której wierzchołki stanowią wioski, natomiast na bokach trójkąta jedzie się przez las lub między polami. Zaczynamy od Soców (tak to się odmienia?). Na krańcach wsi stoją charakterystyczne krzyże wotywne. Wiąże się z nimi legenda, że w trakcie szalejącej zarazy uratowany został tylko teren wyznaczony („ogrodzony”) krzyżami. Tu też znajduje się wiele pięknych starych domów. Cieszy też fakt, że pomiędzy nimi widać kilka nowych budynków, które nawiązują swoim wykończeniem do tradycji: widać, że są z nowych materiałów, mają np. większe okna, ale mimo to są w kształcie zbliżone do tych starych drewnianych domów i też mają zdobione okiennice. Super, że się tak da! Gorzej jednak, że jest tu też trochę nowych domów, które nie dość, że są koszmarnie nowoczesne i brzydkie, to jeszcze pasują tu jak pięść do nosa. Szczególnie rażąco wygląda szara nowoczesna „kostka” z oknami balkonowymi. Aż dziwi, że skoro Kraina Otwartych Okiennic ma status zabytku, to nie ma tu żadnej kontroli konserwatora zabytków nad nową zabudową. A szkoda, bo widać, że można zbudować nowy, fajny dom, który się elegancko wpasuje w klimat, a nie trzeba stawiać koszmarków, które wszędzie by odstraszały, a w tym urokliwym miejscu tym bardziej. W Socach można też zaglądnąć do prywatnego muzeum wsi Soce.
Kolejna na trasie jest wieś Puchły. Żeby do niej dojechać, przejeżdżamy szutrową drogą między drzewami odgradzającymi drogę od pól i łąk. Między drzewami widać, że na jednej z łąk może 3 metry od nas spaceruje sobie bocian. W samych Puchłach na uwagę zasługuje przede wszystkim cerkiew pw. Opieki Matki Bożej. Jest tu też kilka ładnie zdobionych domów, a kawałek za wsią kładka z tarasem widokowym na Narew. Zaraz obok cerkwi znajduje się pasieka, gdzie w ramach samoobsługi można kupić miodek „prosto z okiennicy”.
Na koniec zwiedzania zerkamy na zegarki. Jest chwilę po 13, a więc knajpka w Trześciance powinna być już otwarta. Zaglądamy tam na kawę. Przy okazji dowiadujemy się od właścicielki, skąd takie piękne zdobienia się znalazły w tych okolicach. Właściwie to dokładnie nie wiadomo, kiedy to się stało, ale wiadomo, co było inspiracją. O dziwo, nie wszystko rosyjskie jest złe i zapuszczone, Carska Rosja była kolorowa i ładna. Podlesianie uciekali przed Niemcami w czasie I wojny światowej właśnie do Rosji i tam podpatrzyli zdobienia. Gdy wrócili (nie wiadomo, czy zaraz po powrocie czy już po jakimś czasie), zapragnęli, żeby u nich też było pięknie i kolorowo.
W drodze powrotnej jedziemy najkrótszą drogą do Narwi, zwłaszcza że ścieżka rowerowa tu aż zachęca, żeby nią jechać. Na stacji benzynowej przy hurtowni Pronar na obwodnicy Narwi aż się zatrzymujemy zaskoczeni. Stoją tu sobie różne wozy militarne jako eksponaty.
Dalej już tylko szybkie zakupy i powrót na nocleg. Popołudnie spędzamy na hamakach odpoczywając. Jesteśmy na Podlasiu, więc świetnie pasuje tu kryminał „Tylko nie Podlasie”, bo poza główną historią w książce szeroko rozwinięte jest tło – tradycje i historia Podlasia. Sporo można się dowiedzieć przy okazji.
A na obiadokolację smocze danie pokazowe, czyli szaszłyki z grilla! A na tym nie koniec gastronomicznej rozpusty, bo w lasku tuż obok znajdujemy sporo poziomek (zjadamy od razu) i kilka maślaków – jutro będzie jajecznica z grzybami na śniadanie! Hurra!
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!