Green Velo na odcinku z Supraśla do Eliaszuków (i zjazd z trasy do Rybaków) to sporo lasów i kilka wiosek. Po drodze „zaliczyliśmy” nawet fragment górski.
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Green Velo |
Liczba kilometrów: | 76 km (w ty 8km zawracania do sklepu) |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 558 m ↑ 531 m ↓ |
Podłoże: | szutry, asfalt |
Drogi: | drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, drogi leśne |
Atrakcje dodatkowe: | Puszcza Knyszyńska, Gródek (cerkiew), Michałowo (cerkiew św. Michała) |
Ślad GPX |
Dzień rozpoczynamy od tego, czego nie zrobiliśmy wczoraj, a mianowicie od zwiedzania miasteczka. Na pierwszy ogień idzie prawosławny monastyr Zwiastowania Przenajświętszej Bogarodzicy. No i ze zwiedzania nici: w poniedziałki zamknięte.
Kręcimy się więc trochę po okolicy. Podjeżdżamy nad rzekę Supraśl zobaczyć instalację artystyczną, która na różnych mapach ma różne nazwy: „Pegazy” lub „Skrzydlate rowery”. Następnie przejeżdżamy na tył monastyru, gdzie znajduje się muzeum ikon i muzeum sztuki drukarskiej i papiernictwa i skąd roztacza się piękny widok na rzekę.
Dalej na trasie mamy bulwary i plażę miejską nad zalewem Zajma oraz przejazd przez miasto: pałac Buichholtzów, tężnia, domy tkaczy, kościół pw. Świętej Trójcy. I tym sposobem wyczerpujemy chyba temat poznawania tej mieściny. Zgodnie stwierdzamy, że jest tu fajnie: samo miasteczko jest kompaktowe i dość ładne, a do tego ma zalew, rzeki, mnóstwo ścieżek edukacyjnych, no a przede wszystkim jest otoczone lasami, które aż chciałoby się eksplorować.
Nam w temacie okolicznych lasów Puszczy Knyszyńskiej musi wystarczyć ich namiastka na trasie Green Velo. Jedzie się super przez las ścieżką rowerową koło drogi, którą mija nas może jeden samochód.
W Kołodnie zbaczamy ze szlaku w lewo w las. Już nie pamiętam, co autor trasy miał na myśli tak projektując przejazd tego dnia. Ogólnie polecamy jazdę dalej Green Velo. My pakujemy się najpierw w piach, dalej w chaszcze, a na koniec wypychamy rowery pod górę po piasku między krzakami. Zdobywamy Górę św. Anny, na której szczycie stoi mogiła powstańców.
Można stąd podjechać też na wieżę widokową na Górze Kopnej, ale rezygnujemy z takiej atrakcji. Zjazd z Góry św. Anny to niespodziewany odcinek górski – wąska, piaszczysta ścieżka między drzewami biegnąca w dół. Sporo musimy sprowadzać rowery. W kategorii atrakcji turystycznej to miejsce (i ta zmiana trasy) otrzymują 0 punktów (chyba że ktoś byłby pasjonatem wojen lub cmentarzy). W kategorii przyrodniczej 3 punkty. Natomiast w kategoriach przygoda i niespodzianka otrzymują 5/5. Kto to przypuszczał, że na północy Polski są takie górki i pagórki?! 🙂
Dalej już bez niespodzianek i ekspesów. Jedziemy grzecznie Green Velo drogą przez wsie. Ale nudno nie jest, bo po drodze napotykamy różne murale i malunki.
Następny przystanek to sklep i lody w Waliły-Stacja. Na drodze mija nas kilka samochodów wojskowych. Kolejny przystanek to Gródek i cerkiew narodzenia NMP.
Na obiad zjeżdżamy ze szlaku Green Velo do Michałowa. Miasteczko zaskakuje, bo jest bardzo ładne, wyremontowane i uporządkowane. Jest tu też mały zalew i kąpielisko. Na pochwałę zasługuje też fakt, że jemy tu bardzo smacznie. Za pełny obiad z kawą w Gospodzie Michałowo płacimy najmniej na całej dwutygodniowej trasie. Polecamy!
Na mapie sprawdzamy, że ostatni sklep (i to Lewiatan) przed noclegiem znajduje się w miejscowości Nowa Wola. Możecie sobie wyobrazić nasze niezadowolenie (eufemizm), gdy tam dojeżdżamy, a sklep zamknięty na głucho z karteczką, że zamknięte, bo zamknięte. Tym sposobem dostajemy w bonusie do przejechania ok 8 km z powrotem do sklepu w Michałowie i znowu do punktu wyjścia. Zniechęceni sytuacją nawet nie oglądamy za bardzo cerkwi Narodzenia Jana Chrzciciela w Nowej Woli.
Humory powracają nam, gdy wjeżdżamy na odcinek drogi przez las. Zwłaszcza że akurat trafiamy na biegnącego lasem małego jelonka.
W Eliaszukach zostawiamy Green Velo na 2 dni i skręcamy w podlaski Szlak Bociani. Na zakręcie stoi duży wóz policyjny z 4 policjantami w środku. Później takie wozy spotykamy jeszcze kilkukrotnie w tych okolicach (a nawet w tym samym miejscu) i dowiadujemy się, że sprawdzają, czy w bagażnikach samochodów nie są przewożeni nielegalni emigranci z Białorusi. My przejeżdżamy obok nich nie niepokojeni.
Wjeżdżamy do mega klimatycznego lasu z szutrową drogą. Po ciemku byłby strach tędy jechać. Teraz jest magicznie. Obniżające się słońce (jest ok 18:30) przedzierające się przez liście drzew dodaje tajemniczości. I do tego drzewa ułożone tak, że ma się wrażenie, że wjeżdża się w tunel z liści. Super 🙂
Nocleg w Rybakach warto opisać. Dawniej były tu domki wczasowej zakładów pracy, obecnie wykupione przez osoby prywatne. Dom, w którym my śpimy, jest spory i super położony: w lesie nas bagnami i szuwarami nad Wartą. Ma olbrzymi potencjał (zwłaszcza ze względu na lokalizację i otaczającą go ciszę), ale akurat trafiliśmy na budowę domku dla syna właściciela na posesji i jest trochę syfu i gratów w zasięgu oczu. Ale gdy budowa się zakończy, teren zostanie uporządkowany i wysprzątany na nowo, a może nawet pewne elementy zostaną odnowione, będzie tu wyjątkowo fajnie. Co ciekawe, w całym domu oprócz nas nocuje jeszcze jedna para. Nie sam fakt nocowania jest istotny, ale to skąd przyjechali. Znowu w głuszy na drugim końcu Polski spotykamy ludzi z Krakowa i okolic 🙂 Pozdrawiamy!
Grill z widokiem na taką przestrzeń jest świetnym zakończeniem dnia. Zwłaszcza, że kolejna ciekawostka: akurat na drugim brzegu Narwi widać skit św. Antoniego i Teodozjusza. Kiedyś była kładka, żeby tam przejść z tej strony Narwi, ale zerwała ją woda. Po informacji, że skit ma dopiero kilka lat, a nie jest kilkudziesięcioletnim zabytkiem, nie zależy nam na jego odwiedzeniu. Wolimy następny dzień poświęcić na zobaczenie Krainy Otwartych Okiennic, a potem relaks w tym miejscu. W końcu tu też jest cisza i spokój, których szukać można w skicie.
trudno by było przemycić imigrantów w rowerowych sakwach 😉