Roztoczański Park Narodowy, szumy na Tanwi oraz wjazd w Podkarpackie to nasz kolejny dzień na trasie Green Velo. Przyroda tu jest piękna!
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Green Velo + Centralny Szlak Rowerowy Roztocza |
Liczba kilometrów: | 89,5km |
Trudność: | łatwy |
Przewyższenia: | 649 m ↑ 650 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szutry, piaski |
Drogi: | drogi i ścieżki leśne, drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, ścieżki rowerowe |
Atrakcje dodatkowe: | Zwierzyniec (kościół Na Wodzie, browar), Roztoczański Park Narodowy, stawy Echo, Józefów Park Krajobrazowy Puszczy Solskiej, Rezerwat Przyrody nad Tanwią, szumy na Tanwi, Narol (pałac łosiów), Stare Brusno (wodospad, bunkry linii Mołotowa), Nowe Brusno (cerkiew św. Paraksewy) |
Ślad GPX |
Po dniu „odpoczynku” zaczynamy czuć zakwasy w ramionach i plecach. Nie ma to, jak na wycieczce rowerowej wolą się ręce 😀
W pierwszej kolejności jemy nieśpieszne śniadanie i przejeżdżamy przez Zwierzyniec, żeby jeszcze zobaczyć kilka rzeczy i kupić pamiątkowy magnes. Wczoraj po obiedzie po kajakach już wstępnie zwiedzaliśmy, ale sklep z pamiątkami był już zamknięty o 18. Nadrabiamy więc zaległości. W Zwierzyńcu przede wszystkim koniecznie trzeba zobaczyć kaplicę na wodzie i browar, a także przespacerować się po Zwierzyńczyku. Zainspirowani czytaną książką, której akcja dzieje się na Roztoczu, podjeżdżamy zobaczyć pomnik szarańczy – bohaterki książki mają rację nazywając go „pomnikiem kucanym”. Stanowczo nie jest to podstawowa atrakcja, którą tu trzeba zobaczyć.
Zaraz za Zwierzyńcem podjeżdżamy do stawów Echo. Najpierw widzimy je od strony plaży (są tu fajne drewniane pomosty w lesie ze ścieżką edukacyjną), a następnie z góry z wieży widokowej. Na wieży dostrzega nas strażnik parku i podchodzi z biletami, jeżeli chcemy wjechać do parku narodowego. Chcemy i to bardzo, spory kawałek zaraz będziemy przejeżdżać przez RPN.
No i rzeczywiście chwilę później wjeżdżamy do Roztoczańskiego Parku Narodowego tak już na dobre. I to jest dokładnie to, czego spodziewaliśmy się po wszystkich wcześniejszych parkach narodowych – las, a w nim szeroka szutrowa droga pieszo-rowerowa i jedynie samochody strażników parku mogą tu wjechać. Jedzie się super! Czysta przyjemność. Podjeżdżamy nad Czarny Staw.
Kolejną atrakcją Roztocza jest jego symbol – konik polski. We Floriance znajduje się hodowla konika polskiego i za kilkanaście złotych można się przejechać na jednym przez chwilę. Kolejne konie na naszej trasie 🙂
Jeszcze przed wyjazdem z Roztoczańskiego Parku Narodowego natrafiamy na kolejną atrakcję. W środku lasu przy drodze ustawiona jest sporej wielkości ikona św. Krzysztofa. Podstała w ramach festiwalu Landart, w czasie którego artyści z różnych krajów Europy tworzą na Roztoczu prace inspirowane drewnem. Już od Zwierzyńca można w różnych miejscach (np. w Zwierzyńczyku i we Floriance przy MORze) natrafić na obrazy na sztalugach.
Po wyjeździe z lasu w Górecku Starym trafiamy na mały bar z budką z lodami. Ale wielkie porcje dostajemy! Lody z makiem są pyszne! Teraz przed nami kilka wiosek i las sosnowy. Czujemy się trochę jak w Puszczy Noteckiej lub na Eurovelo 10. Jest tu pięknie i klimatycznie.
W Józefowie czeka na nas sporo atrakcji. Przede wszystkim zalew z jego dobrodziejstwami. Oczywiście plaża, ale też świetny MOR ze znakiem Green Velo nad wodą i liczne rzeźby zwierząt wokół zalewu.
Centrum Józefowa też jest bardzo w porządku – jest tu kilka knajpek – w jednej z nich zatrzymujemy się na kawę. Rynek jest uporządkowany choć niestety cały zabetonowany. Ale za to jest ciekawa zwierzęca fontanna i mural.
Za Józefowem jedziemy lasem dalej na wschód (chyba zbaczamy z Green Velo). W Nowinach można zobaczyć kamieniołom, a w Oserdeku wstąpić do muzeum pożarnictwa. Na tym odcinku przez wioski mijamy kilka grup kolonii na rowerach – niezłe kolumny małych rowerzystów 🙂
W Suścu koniecznie robimy zakupy wody (upał dziś jest spory) i witamy się z Kargulem i Pawlakiem.
Kolejna atrakcja to znowu konieczność zboczenia z Green Velo. Podjeżdżamy, żeby zobaczyć rezerwat przyrody Szumy na Tanwi. Tu najlepiej zaplanować sobie trochę dodatkowego czasu – zostawić rowery na wejściu i zrobić sobie spacer szlakami niebieskim i żółtym w formie małej pętelki. Wjechanie tam rowerem (zwłaszcza z sakwami) gwarantuje niezapomniane przeżycia przenoszenia roweru nad skałkami i po śliskich korzeniach drzew. Można wziąć strój kąpielowy, bo jest tu miejsce do kąpieli na Tanwi.
Za rezerwatem nie wracamy już na Green Velo, tylko jedziemy cudownymi szutrami przez las. Gdzieś tu w pobliżu jest nawet single track (mijamy drogowskaz).
Robi się trochę pochmurnie. Patrzymy na radary burz – trzeba myśleć o jakimś schronieniu. Planujemy więc obiad w Narolu, żeby przeczekać deszcz właśnie podczas jedzenia. Po drodze mijamy jeszcze kilka stawów i (niestety tylko zza ogrodzenia) oglądamy Pałac Łosiów. Normalnie można go zwiedzać po ustaleniu tego z właścicielem, ale teraz przez 2 tygodnie jest całkowita przerwa w zwiedzaniu.
Na obiad zatrzymujemy się w restauracji obok pałacu i cierpliwie czekamy na deszcz. Ale się nie doczekujemy. Ta straszna chmura deszczowa, która na nas szła, rozrywa się na dwie części, które mijają nas od lewej i od prawej, a na nas nie spada nawet jedna kropla. W Narolu oglądamy jeszcze ryneczek i jedziemy dalej.
Trasa (już trzymamy się Green Velo) wiedzie trochę przez pola, trochę przez wioski, trochę przez lasy. W Hucie Złomy trafiamy na kolejne logo Green Velo.
Jedziemy przez rezerwat przyrody Źródła Tanwi. Tutaj spotyka nas wielka niespodzianka – bocian spacerujące asfaltową drogą w środku lasu!
Przejeżdżamy koło wodospadu w Starym Bruśnie (można do niego podejść) i wzdłuż rejonu z bunkrami linii Mołotowa. My zatrzymujemy się w Nowym Bruśnie przy cerkwi św. Paraksewy.
Od tego miejsca postanowimy już więcej nie kombinować (zastanawialiśmy się nad zobaczeniem kamieni kultu słońca i kaplicy Matki Boskiej na źródłach w Nowinach Horynieckich) i jedziemy do Horyńca na nocleg. A nocleg bardzo fajny – wszystko nowiutkie, czyściutkie, kuchnia wyposażona. Podoba nam się.