Kto powiedział, że Green Velo to tylko rower? Na każdym etapie wyprawy kajaki nas kusiły, więc w końcu tu na Roztoczy trzeba było ulec pokusie.
Rodzaj trasy: | spływ kajakowy |
Szlak: | Obrocz – Zwierzyniec – Bagno – Żurawnica |
Liczba kilometrów: | ok 16 km |
Trudność: | łatwa / średnia |
Ślad GPX |
W nocy budzi nas ulewa zmuszająca nas do zebrania prania z balkonu. Rano wydaje się, że będzie nieciekawie, ale już po leniwym śniadaniu w ogrodzie pogoda się polepsza i jedziemy rowerami na kawę i na zwiady.
Zaczynamy od zwiadów. Dowiadujemy się, gdzie zgłosić się na spływ i jak to wygląda. Urządzone jest to super, ponieważ firm obsługujących spływy kajakowe jest kilka, ale wszystkie stacjonują w tym samym miejscu i mają takie same opcje spływów. Dojazd na początek 1. etapu odbywa się m.w. co 15 minut jak zbierze się kilka osób do transportu. Nie trzeba też od razu decydować się odnośnie długości trasy – wystarczy dopłynąć do miejsca oznaczonego jako koniec danego etapu i stamtąd zadzwonić, żeby nas odebrali. Brzmi super.
Z taką dawką wiedzy podjeżdżamy do Bike Cafe, żeby wypić kawkę nad Zalewem Rudka, dalej szybkie zakupy na spływ i na nocleg, żeby się przebrać i przepakować. Upału może nie ma, ale słoneczko dobrze grzeje, stroje kąpielowe do kajaka są obowiązkowe.
Tak przygotowani stawiamy się na miejsce zbiórki nad Zalewem. Dostajemy kapoki i nie mija 10 minut, jak przyjeżdża po nas auto, żeby zawieźć nas na start pierwszego etapu. Zaczynamy w Obroczu. Wedle informacji od pani w kasie ten etap jest najciekawszy, najładniejszy i najbardziej się wije. I rzeczywiście: Wieprz meandruje raz za razem.
Sam początek trasy jest dodatkowo ekscytujący, bo jest tu dość szybki nurt. Dalej się on uspokaja, ale trzeba mocno wiosłować, żeby się wyrobić na zakrętach. Co istotne po drodze mijamy (lub częściej jesteśmy mijani przez) nieliczne kajaki. Za to spotykamy tu mnóóóóstwo kaczek i sporo łabędzie. Ani jedne, ani drugie się zbytnio nie boją. Szczególnie kaczki są dożarte – jedna płynęła za nami kawałek. Do tego piękne niebieskie motyle i ważki.
Po drodze są 4 knajpki na brzegach rzeki. W jednej z nich oczywiście zatrzymujemy się po lody. Choć ciężko tu zaparkować, tyle już osób się tu stołuje. Wyskakujemy więc szybko po zakupy i płyniemy dalej liżąc lody na patyku.
Płynie się bardzo przyjemnie i spokojnie. Pierwszy etap trwa ok 2 godziny. Decydujemy się więc na drugi. Dopływamy do końca zalewu Rudka i tu trzeba kajak kawałek przenieść na dalszy przebieg Wieprzu za elektrownią wodną.
Na tym etapie rzeka jest szersza, mniej zakręca, ale za to trzeba bardziej uważać na wystające konary, płycizny i (to najbardziej niebezpieczne, ale też najzabawniejsze) na zwalone konary, pod którymi trzeba przepłynąć chowając głowy. A trzeba było zostać w kaskach rowerowych!
Zabawa jest przednia. Na tym odcinku spotykamy tylko jeden kajak. Świat zupełnie inaczej wygląda z perspektywy rzeki. Pogoda jest idealna, słonecznie ale nie zbyt upalnie, jest jeszcze dość wcześnie, pada decyzja, że płyniemy jeszcze trzeci etap. Tu tym bardziej nie spotykamy ludzi. Za to udaje nam się wystraszyć kolejno kilka czapli stołujących się prawdopodobnie w rzece (nie widzieliśmy ich od razu, dopiero gdy zrywały się do odlotu znad rzeki).
Na końcówce jeszcze czeka nas jedna atrakcja: przenoszenie kajaka w Turzyńcu na jazie.
I już niedaleko dalej szukamy, gdzie jest koniec tego etapu. Kończymy przygodę przy dość stromej skarpie, więc miły pan popijający piwo na brzegu z kolegą pomaga nam wytaszczyć kajak na górę.
Dzwonimy, żeby nas odebrali: jeden kajak, dwie osoby. Zanim przyjeżdża samochód do końca etapu 3 dopływa kolejne 6 kajaków – kierowca mocno się zdziwił, jak zobaczył całe towarzystwo.
Fajnie popływać na kajakach na wycieczce rowerowej. Stanowczo polecamy takie urozmaicenie sobie aktywności. Gorzej tylko, bo zakwasy na ramionach i plecach są gwarantowane. Ale było warto!
Na koniec dnia jeszcze jedna przyjemność: lokalny specjał na obiad!