Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, a potem chrząszcz brzmi w trzcinie – czyli poetycki dzień na naszej trasie Green Velo.
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Green Velo |
Liczba kilometrów: | 85,5km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 612 m ↑ 597 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, trawy, szutry |
Drogi: | drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, ścieżki rowerowe, drogi polne i leśne |
Atrakcje dodatkowe: | Krasnystaw (bazylika), Zalew Nielisz, Szczebrzeszyn (pomnik chrząszcza, cerkiew) |
Ślad GPX |
Po pysznych śniadaniu z placuszkami naszykowanym przez panią gospodynię jeszcze długo nie możemy zebrać się do drogi. Tu jest tak przyjemnie i ładnie. A zwierzęta (zwłaszcza kózki pałaszujące liście) są fascynujące. Kilka jest bardzo ciekawskich, ale jest też jeden złośnik odganiający pozostałe od nas. Ale nie ma zmiłuj, trzeba jechać. I wyjeżdżamy z przytupem, bo przed nami kilka podjazdów, których się nie spodziewaliśmy.
Żeby trochę skrócić przejazd z powrotem na Green Velo, nie wracamy do punktu wyjścia tylko trochę „ścinamy”. Trafiamy na łąki i czujemy się jak u Mickiewicza. Parafrazując: Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, rower nurza się w zieloność i jak łódka brodzi. I takie tam. Na końcu musimy się dobre otrzepać (a wieczorem staranniej oglądnąć, czy nie mamy kleszczy), ale wrażenia ekstra – chyba jeden z najlepszych przejazdów na trasie.
Za łąkami i polami zaczyna się las. W Skierbieszowskim Parku Krajobrazowym z powrotem trafiamy na Green Velo.
Do Krasnystawu zjeżdżamy dość długo z górki. Tu uwaga, żeby się nie zajechać w jednym miejscu – tak dobrze się jedzie, że łatwo przeoczyć skręt w lewo (mimo że jest strzałka). A sam Krasnystaw? Pozytywnie zaskakuje. Rynek jest bardzo schludny, jest fontanna, kilka rzeźb, ratusz odnowiony, a do tego kawiarnia z lodami, goframi i kawą! Warto zobaczyć też kościół św. Franciszka Ksawerego (co ciekawe, na jego podwórzu jest MOR innej trasy rowerowej). Jedyne czego nie udaje nam się zobaczyć, to zamknięte na głucho ogrody Marzenie św. Franciszka. Dziwne… Przez płot wyglądają na mocno zaniedbane.
Z Krasnystawu wyjeżdżamy wałami wzdłuż Wieprzu.
A za miastem chwila spokojnego przejazdu płaskim asfaltem. Ale już niedaleko dalej zaczyna się dość długi podjazd – na szczęście też asfaltem. W kość tylko daje grzejące słoneczko. Ale narzekać nie będziemy! Wjeżdżamy na najwyższy punkt dzisiejszego dnia, po czym czeka nas długi zjazd polną drogą! A po jakimś czasie postój na MORze w Ostrzycy.
W końcu dojeżdżamy nad Zalew Nielisz. Tutaj planujemy małe plażowanie lub hamakowanie. Nad wodą komary nie odpuszczają, ale robimy piknik z książką. Powoli zbliżamy się do Roztocza, więc można już zacząć czytać kryminał, którego akcja dzieje się właśnie w tym rejonie 😉
Na końcu zalewu Nielisz trafiamy na świetnie zlokalizowany MOR Kuligów z wieżą widokową na jezioro.
W Michałowie znajduje się pałac Zamojskich. Podjeżdżamy więc pod bramę i zawracamy przy tabliczce „teren prywatny” dodatkowo zniechęceni do wjazdu przez wyjeżdżającego stamtąd autem chłopaka. Potem czytamy w internecie, że pałac wrócił w prywatne ręce Zamojskich i rozpoczęli remont. Sądząc z tego, jak długo jedzie się wzdłuż muru do bramy wjazdowej, jest to ogromny teren cały zalesiony.
Trochę zgłodniali zatrzymujemy się w restauracji Klemens zlokalizowanej w zabytkowym budynku stanowiącym jednocześnie muzeum skarbów ziemi i morza. Jedzenie smaczne, a do tego można trochę pozwiedzać. I mają tu kózkę i króliki 🙂
Po obiedzie nie wracamy na Green Velo. Chcemy przywitać się z chrząszczem, a więc skracamy sobie drogę do Szczebrzeszyna. I wszystko się zgadza: Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie i Szczebrzeszyn z tego słynie. Tzn. nie… nie wszystko się zgadza – nie ma trzciny. Ale za to są pelargonie 🙂
Ostatnie kilometry to szybki przejazd do Zwierzyńca. Jedziemy znowu Green Velo – tym razem droga rowerowa jest wydzielona na jezdni, więc pobijamy rekordy prędkości 😉 Wiedzie wzdłuż rzeki Wieprz, ale nie widać jej z drogi.
Na miejscu spore zakupy (w końcu zostajemy tu dwie noce) i… nasz nocleg jest na górce. Dobrze, że zrobiliśmy te zakupy zamiast jechać na nocleg i dopiero ruszać na „łowy”. 🙂