Pierwszy dzień trasy Green Velo to dojazd do Suwałk autobusem i już na rowerze odcinek z Suwałk do Płaskiej. Malowniczo i ciekawie przyrodniczo.
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Green Velo |
Liczba kilometrów: | 70 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 470 m ↑ 460 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, szutry |
Drogi: | ścieżki rowerowe, drogi o małym natężeniu ruchu, ścieżki i drogi leśne |
Atrakcje dodatkowe: | Suwałki (kontrkatedra), Wigry (klasztor), Wigierski Park Narodowy, Czarna Hańcza, Puszcza Augustowska, śluza Paniewo, kanał augustowski |
Ślad GPX |
Dzień zaczynamy dość wcześnie, bo już zaraz po północy dzwoni budzik. Jedziemy na dworzec autobusowy, o 1 jest odjazd. Po drodze zaczyna padać deszcz i temperatura spada do 13 stopni. Uznajemy, że może to już taka tradycja, że w Krakowie nas moczy, a potem już jest ładna pogoda (podobnie jak na Szlaku Orlich Gniazd).
Tym razem rowery jadą z tyłu na bagażniku rowerowym. Zakłada je kierowca (ma do tego specjalne rękawice i wdzianko, żeby się nie ubrudzić), więc załadunek przebiega całkiem sprawnie. Co ciekawe, autobus jest litewski relacji Wiedeń – Ryga. Poza nami, jednym Azjatą i 2 Austriakami, chyba cała reszta autobusu jest rosyjskojęzyczna. Może jednak z Litwy?
Wysiadamy w Suwałkach na stacji benzynowej, co nas trochę zaskakuje. Punkt pierwszy: jedzenie! Akurat otwiera się fajnie wyglądająca Naleśnikarnię Lemon z miejscem do przypięcia rowerów. Nie dość, że najadamy się po czubki uszu, to jeszcze trafiamy na happy hours i mamy tańszą kawę. Świetny początek wycieczki po Green Velo!
Z pełnymi brzuchami wyjeżdżamy na zwiedzanie miasta. Najpierw Plan Marii Konopnickiej z owieczką i pomnikiem poetki. Następnie przejeżdżamy koło Bluesmanna i trafiamy do Parku Konstytucji 3 Maja. Oglądamy kontrkatedrę św. Aleksandra i kościółek pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dalej kierujemy się (za namową miłej kelnerki z naleśnikarni) na północ w okolice galerii Plaza. Tu bowiem znajduje się napis „Pogodne Suwałki” zrobiony z kwiatów.
Wreszcie wjeżdżamy na nasz szlak Green Velo i jedziemy już w pożądanym kierunku. Wyjazd z Suwałk jest bardzo w porządku – jedzie się cały czas ścieżką rowerową. Za Starym Folwarkiem (tu są małe podjazdy na trasie!) skręcamy w prawo w szutrową drogę. W pierwszej kępie drzew i krzaków przebieramy się gruntownie: nie tylko zdejmujemy ciepłe bluzy, ale ubieramy też krótkie rękawki, krótkie spodnie i sandały! Tylko majtek nie zmieniamy 😀 A mówi się, że na Suwalszczyźnie zawsze jest zimno. Coś w tym jest, że Suwałki reklamują się teraz hasłem, że są pogodne. Potwierdzamy!
Zajeżdżamy pod pokamedulski klasztor w Wigrach. Najpierw kierujemy się wąską ścieżynką na punkt widokowy na jezioro. Jaka tu cisza! Woda, szuwary i my.
Na terenie klasztoru zwiedzamy dziedziniec, wchodzimy do kościoła. Możliwe jest dodatkowo odpłatne zwiedzanie wieży zegarowej, krypt, celi kamedulskich i apartamentów papieskich. Nam taki spacer wystarcza. Warto tu zaglądnąć i doświadczyć choć trochę tego spokoju i ciszy, którą tu mieli braciszkowie.
Dalsza droga prowadzi częściowo lasami, częściowo wioskami. Przy Jeziorze Postaw znajduje się wystawa historii rybołówstwa. Tu też spotykamy się z pierwszymi z setek gniazd bocianich. W Maćkowej Rudzie musimy zjechać ze szlaku w poszukiwaniu sklepu, przez co po raz pierwszy przejeżdżamy nad Czarną Hańczą.
Następnie wjeżdżamy do lasu i tu jedzie się wyjątkowo fajnie wzdłuż rzeki. Co jakiś czas mijamy spływy kajakowe i co jakiś czas musimy uciekać z drogi przed pędzącymi samochodami jadącymi po odbiór kajaków. Na szczęście przyczepki na kajaki robią dużo huku i już z daleka słychać, że się zbliżają. Bo mogłoby być niebezpiecznie, tak szybko jeżdżą.
W Gulbinie robimy krótki postój na moście, żeby zobaczyć, jak sobie płyną kajakarze. W okolicy Głębokiego Brodu zastanawiamy się, czy nie zacznie padać, ale szczęśliwie nic takiego nie ma miejsca.
W Dworczysku trafiamy na nietypowy MOR, bo składający się tylko i wyłącznie z oznaczenia i 3 stojaków na rowery. Trochę jesteśmy zaskoczeni, bo na pozostałych zazwyczaj jest jakaś wiata, zadaszenie, altanka albo chociaż ława do siedzenia. My zatrzymujemy się na MORze Uroczysko Podlipki – tu można usiąść.
W Mikaszówce trafiamy pod kościół pw. św. Marii Magdaleny, przy którym znajduje się bardzo ciekawy pomnik pamięci obławy augustowskiej. Przedstawia głowę i dłonie wystające z ziemi – koniecznie trzeba zobaczyć.
Dojeżdżamy do Kanału Augustowskiego. Na naszej drodze pierwsza z 18 śluz (my zobaczymy tylko kilka z nich): śluza Mikaszówka. Tu czytamy, jaki jest cennik za śluzowanie, ale niestety nikt akurat nie płynie, więc nie możemy zaobserwować tego procesu na żywo.
Za zakrętem wreszcie trafiamy na sklep i robimy małe zapasy. Małe, bo na mapie pokazuje nam się, że przed nami są jeszcze sklepy. Jak się za chwilę okaże – nie ma ich, więc pełne zakupy należało zrobić tutaj. Z radlerkami podjeżdżamy na MOR Mikaszówka – też ciut nietypowy, bo położony w pewnej odległości od szlaku i to przy polu namiotowym. Ale za to niedaleko plaży przy jeziorze Mikaszewo i rezerwatu przyrody Perkuć.
Kolejny postój to śluza Paniewo. Jest ciekawa dodatkowo przez to, że jest dwukomorowa. I tu nam się super udaje, bo akurat śluzowana jest łódka, więc widzimy, jak to się odbywa. Pan obsługujący śluzę ma mnóstwo roboty, bo wszystko trzeba zrobić ręcznie: zamknąć jedną bramę, przejść, otworzyć inną, odczekać, przejść dalej i znowu zamknąć, otworzyć itp. Bardzo ciekawa sprawa. A najlepsze, że projekt kanału augustowskiego i śluz obchodzi właśnie 200 urodziny! Na przestrzeni lat konieczne było oczywiście kilka remontów (szczególnie po wojnie), ale zasadniczo całość działa tak samo, jak pierwotnie.
Dalej przejeżdżamy urodzym deprakiem wzdłuż kanału i Jeziora Orle. Mijamy śluzę Gorczyca i trafiamy na nasz pierwszy nocleg. Zazwyczaj nie wspominamy o naszych noclegach w ogóle, ale tym razem zrobimy wyjątek dla kilku opcji na trafie Green Velo. Jednym z tych wyjątków jest właśnie pierwszy nocleg w stanicy wodnej Płaska. Warunki trochę kempingowe: mini domki dwuosobowe wyposażone tylko w łóżka, rozkładane krzesła i nakastlik. Do tego wspólne łazienki i toalety przy budynku recepcji i stołówki. Ale wszystko czyściutkie, a nawet łazienki przemyślane, bo nie moczy się wszystkich swoich rzeczy biorąc prysznic. Do tego przeuroczy gospodarze! Mimo, że przyjeżdżamy już po zamknięciu kuchni, właścicielka chce nam zorganizować kolację, gdy tylko się dowiaduje, że nic nie jedliśmy. To było bardzo miłe!
A do tego (przede wszystkim!) cudowna lokalizacja! Zaraz nad rzeką (w końcu stanica wodna, większość gości przypłynęła tu kajakami), z 2 pomostami… Pogoda nam się świetnie udaje, więc wieczór spędzamy właśnie na pomoście obserwując ptaki i odbijające się w wodzie chmury. To właśnie nazywa się wakacje!