Dodatkową atrakcją na szlaku Green Velo (lub po prostu gdy się jest w okolicy Suwałk) stanowi spływ kajakowy Czarną Hańczą. Pogoda dopisała, więc się na taki wybraliśmy.
Rodzaj trasy: | spływ kajakowy, trasa jednodniowa |
Szlak: | Burdeniszki – Wysoki Most – Frącki |
Liczba kilometrów: | 27 km |
Trudność: | łatwa (trudność jest kwestią długości trasy) |
Rzeka: | Czarna Hańcza |
Ślad GPX |
Po pokonaniu założonej trasy Eurovelo 10/13 i Green Velo z Gdyni do Suwałk, robimy sobie jeszcze jeden dzień wakacji specjalnie na plażowanie lub kajaki. Dzień ten spędzamy w okolicy Wigrów, żeby mieć sporo opcji na różne aktywności zależnie od pogody.
Już od rana jest skwar, a zapowiadają (wreszcie!) 30 stopni, więc nie zastanawiamy się długo i równo o 9, kiedy otwiera się firma organizująca spływy, meldujemy się po kajak. Trochę nawet czekamy na otwarcie, w tym czasie zapoznajemy się z mapą i opcjami.
Opcje spływu Czarną Hańczą
Opcji mamy kilka. A właściwie to jedną, ale z różnymi wariantami. Wariant minimum zakłada etap I czyli ok 4h spływu z Burdeniszek przez Maćkową Rudę do Wysokiego Mostu. Kolejne warianty to przedłużenie tego pierwszego np. do Studzianego Lasu czy Gulbina. Najdalej dopłynąć możemy do Frącków. Na trasie zdecydujemy, kiedy kończymy.
Wzdłuż Green Velo
Co ciekawe, wszystkie nazwy miejscowości, przez które mamy przepływać, są nam już znane. To właśnie tędy, wzdłuż Czarnej Hańczy wiedzie szlak Green Velo, który równo rok temu pokonywaliśmy i z brzegu obserwowaliśmy zmagania kajakarzy. W Maćkowej Rudzie szukaliśmy sklepu, w Studzianym Lesie śmialiśmy się z nazwy kempingu Majorka, a w Gulbinie robiliśmy zdjęcia na moście.
Płyniemy! Etap I
Czarna Hańcza jest rzeką z bogatą roślinnością. Przez większość czasu płyniemy między szuwarami, a pod kajakiem widzimy różne wodorosty, które niejednokrotnie haratają o dno. Jest też wiele lilii wodnych: zwłaszcza żółtych, ale białe też się zdarzają.
Rzeka początkowo jest dość wąska, ale po chwili robi się szersza, a w miejscu, gdzie zaczynają się rozlewiska, jest już bardzo szeroka. Przy rozlewiskach trzeba uważać, w którą odnogę wpłynąć, żeby się nie zgubić.
Nurt jest bardzo spokojny, do tego na niektórych odcinkach (rzeka się bardzo wije) wieje nam wiatr w dziób, więc płynie się bardzo spokojnie. Roślinność na środku rzeki też nie ułatwia, a raczej hamuje kajak. Trzeba więc dzielnie pracować wiosłem.
Jagodzianki
Jeszcze przed Maćkową Rudą pojawiają się jagodzianki. W jednym miejscu jest to przyczepa, w innym budyneczek, a zazwyczaj na brzegu siedzi na krzesełku pani i krzyczy, że sprzedaje jagodzianki i piwo. W jednym z takich miejsc się zatrzymujemy i próbujemy właśnie tego specjału oraz domowej lemoniady. Jagodzianki są tak dobre, że dokupujemy jeszcze po jednej na wynos (pani pakuje je nam do plastikowego pudełka, przez co bezpiecznie płyną z nami w kajaku przed konsumpcją). Koniecznie więc na taki spływ weźcie ze sobą gotówkę!
Przy okazji doświadczamy tu uroczego aspektu Suwalszczyzny i Podlasia innego wymiaru, a mianowicie w postaci tutejszej gwary. Dowiadujemy się, że smakuje to „dla ciebie” zamiast „tobie”. Bardzo mi się to podoba! 🙂
Wigierski Park Narodowy
Kolejna atrakcja to wpłynięcie do Wigierskiego Parku Narodowego. Na pomoście po lewej stronie stoi strażniczka z parku i sprzedaje lub kasuje kupione wcześniej bilety wstępu. Koszt biletu normalnego to aktualnie 8zł.
Dalej na trasie można zrobić przystanek w muzeum Mongolii i galerii fotografii. My rezygnujemy z tej atrakcji, więc nie wiemy, czy jest warta polecenia.
Etap II spływu
Aż do Wysokiego Mostu, gdzie kończy się I etap spływu i do którego docieramy po ok. 4 godzinach, rzeka jest praktycznie cała nasza. Co jakiś czas tylko mijamy się z jednym Niemcem w jednoosobowym kajaku, ale zdarza się to tak rzadko, że można przyjąć, że płyniemy całkiem sami. W Wysokim Moście natomiast trafiamy na grupę kajakarzy, ale oni (jeszcze świeżo wypoczęci) szybko forsują się na przód, a my ponownie tracimy towarzystwo. Od tego momentu aż do Frącków co jakiś czas kogoś mijamy, albo ktoś mija nas, ale wciąż nie jest to tłok na rzece.
Tu robi się trochę bardziej dziko, miejscami płyniemy przez las. Mijamy też kilka miejscowości i kilka mostów. W Gulbinie nawet zastanawiamy się, czy nie zakończyć przygody, ale jednak decydujemy się na dalszy ciąg.
Zwalone drzewa?
Na większości trasy decydujemy się na wybór lewej strony rzeki, jeżeli np. na środku jest wysepka albo dużo szuwarów. W jednym miejscu (chcąc uniknąć spotkania z większą grupą kajakarzy) wybieramy jednak stronę prawą. I dopiero tu jest dzika przyroda, o której opowiadali zachwalając spływ. Miały być zwalone drzewa za Wysokim Mostem, a do tej pory takich nie było albo było ich niewiele. A wyobrażaliśmy sobie ten odcinek bardziej jak spływ Wieprzem, gdzie niejednokrotnie chowaliśmy głowy w kajakach lub nawet musieliśmy się wycofywać. No i właśnie tu się tego doczekaliśmy: przypływamy pod zwalonym drzewem chowając głowy jak najniżej. Jest przygoda!
Ostatni odcinek od ostatniego mostu do miejsca, z którego mają nas odebrać tj. stanicy wodnej Frącki, wygląda jeszcze inaczej niż wcześniejsze fragmenty Czarnej Hańczy. Po obu stronach rzeki są wysokie zadrzewione skarpy. Czujemy się, jakbyśmy płynęli inną rzeką teraz.
Wreszcie Frącki!
Do Frącków dopływamy bardzo zmęczeni. Jednak odcinek 27km kajakiem to stanowczo nie to samo co na rowerze… Potem doczytujemy w ulotce firmy organizującej te spływy, że pokonany przez nas odcinek to wśród opcji jednodniowych „spływ dla wytrwałych”. Dobrze wiedzieć… 😉
W nagrodę więc po powrocie na nocleg robimy sobie ognisko nad brzegiem Dowcienia i zajadamy się pyszną karkówką. A co! Zasłużyliśmy! 🙂
Stanowczo polecamy spływ Czarną Hańczą, zwłaszcza w upalny dzień. Choć może jednak na krótszym odcinku 😉 No i koniecznie musicie spróbować jagodzianek!
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!