Niewiele jest fajnych lasów w Małopolsce – wyszło nam, że najbliżej od Krakowa las sosnowy znajduje się w okolicach Olkusza. To jak Olkusz, to może Pustynia Błędowska?
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | Szlak Dookoła Pustyni Błędowskiej, Velo Pszemsza, brak |
Liczba kilometrów: | 30 km |
Trudność: | bardzo łatwa / średnia (piaski) |
Przewyższenia: | 130 m ↑ 130 m ↓ |
Podłoże: | szutry, piasek, asfalt |
Drogi: | ścieżki i drogi leśne, drogi i małym i średnim natężeniu ruchu |
Atrakcje dodatkowe: | Pustynia Błędowska, Róża Wiatrów |
Ślad GPX |
Niedawno podobno zrobili dookoła Pustyni Błędowskiej utwardzoną trasę wokół, to trzeba ją sprawdzić. A może uda się w lesie nazbierać jakieś grzyby? Wybieramy się więc na krótką i leniwą wycieczkę „spacer” dookoła pustyni.
Samochód zostawiamy na parkingu niedaleko stadionu i punktu widokowego Czubatka. Najpierw czeka na nas przejazd przez chłodny o tej porze (jest ok 10:00, w cieniu jakieś 16 stopni) las nad stawami. Zaraz jednak już wjeżdżamy na pustynię – rzeczywiście przy jej skraju jest utwardzony kawałek gruntu – taki pieszo-rowerowy deptak. Nie ma więc problemu z wielkim piaskiem i zakopywaniem się w nim roweru. W miłych okolicznościach przyrody i infrastruktury rowerowej docieramy do Róży Wiatrów.
Zaraz przy Róży Wiatrów znajdujemy food trucki – jeszcze kilka lat temu, jak byliśmy tu ostatnio, ich tu nie było. Postanawiamy więc rozsiąść się na leżaczkach z widokiem na pustynię i wypić po kawie. Pomysł ekstra, gorzej z realizacją. Stawiam rower zaraz przy leżaku, siadam, mija trochę czasu, wszystko jest ok. Aż tu nagle rower zaczyna na mnie spadać, ja chcę go ratować, a kawa podskakuje, robi fiku miku i oblewa mnie ciepłym prysznicem. Z boku musiało to wyglądać komicznie. A ja… no cóż… muszę się suszyć z kawy (nawet buty). Dobrze, że ostatnio kupiliśmy zapas nawilżanych chusteczek i je mamy ze sobą.
Po kawie jedziemy dalej. Okazuje się, że jest to fragment trasy Velo Pszemsza. Trzeba przyznać, że wcześniej o niej nie słyszeliśmy – nie była reklamowana jak szereg innych. Może warto się z nią zapoznać?
W końcu wjeżdżamy do lasu, jaki lubimy: bór sosnowy z mchem i borowiną. Cudnie! I te zapachy! Co chwilę robimy postój na szukanie grzybów – niestety w większości miejsc jest bardzo sucho i nawet trujących grzybów nie ma. Za to jest sporo borówek, wrzosów i gdzieniegdzie żołędzi (oczywiście pod dębami, które tu też sporadycznie występują, nie pod sosnami). No i las sam w sobie jest atrakcją i można tu znaleźć mnóstwo fajnych miejscówek na hamakowanie z książką.
Większość czasu jedziemy świetnym szutrem. Dopiero na wysokości Lasków zjeżdżamy z szutrów w lewo na szlak koński gdzie z kolei jest piasek, ale przejezdny. Można ten fragment pominąć, jadąc dalej prosto na skrót.
Las towarzyszy nam cały czas aż do Błędowa. Tu można zrobić sobie postój na lody włoskie i/lub kebaba. Fragment jedziemy przez wieś główną drogą, po czym zjeżdżamy w prawo w niepozorny (a bardzo przyjemny i widokowy) skrót przez pola. Za Młyńską Górą wracamy do lasu. Tu już jednak jest gorzej – pojawia się mnóstwo piasku i zaczyna się „kolarstwo przygodowe” zamiast „spaceru”.
Zjeżdżamy nad Pustynię Błędowską – jej drugą część, na której znajduje się poligon wojskowy.
Przed Chechłem ponownie dojeżdżamy na skraj Pustyni. Tu spotykamy mieszkankę pobliskich domów, która opowiada nam o ćwiczeniach wojskowych na poligonie. Akurat ćwiczą skoki spadochronowe i je chwilę obserwujemy. Dowiadujemy się o czasie, kiedy te tereny były zaminowane, potem odminowywane (co związane było z lokalną tragedią śmierci 4rki nastolatków), następnie zarosły drzewami, a od jakiegoś czasu są z powrotem odlesiane. Pani potwierdziła nam też, że w tym roku w okolicy zupełnie nie ma grzybów. Więc nie jest tak, że mamy pecha lub jesteśmy mało spostrzegawczy.
W Chechle natomiast czeka na nas największa niespodzianka – w centrum wsi stoi sobie… wielbłąd. No tak – w końcu pustynia, więc wielbłąd musi być!
Skrótem przez las po piaskach docieramy do stawów w Kluczach. Niestety fragment musimy pokonać dość nieprzyjemną drogą. Ale kiedy tylko możemy, skręcamy ponownie do lasu. A na koniec obiad w restauracji w centrum miejscowości.
Wycieczka była krótka, mało męcząca – niby rowerowa, ale mocno nastawiona na grzybobranie. Nawet mimo braku grzybów, była bardzo przyjemna, bo atmosfera i zapach lasu sosnowego zawsze jest ekstra. Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!