Velo Dłubnia i Velo Prądnik to 2 trasy prowadzące z Krakowa w rejon Olkusza, więc fajnie je razem połączyć i zrobić dłuższą pętlę wzdłuż dwóch rzek.
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | Velo Dłubnia (Rowerowy Szlak Doliną Dłubni), szlak zielony, Velo Prądnik |
Liczba kilometrów: | ok 120 km |
Trudność: | średnia |
Przewyższenia: | 1100 m ↑ 1100 m ↓ |
Podłoże: | każde możliwe, dużo fragmentów w terenie, ale też sporo asfaltowych dróg |
Drogi: | każde możliwe |
Atrakcje dodatkowe: | młyny nad Dłubnią, Dłubniański Park Krajobrazowy, klasztor w Imbramowicach, kilka drewnianych kościołów, lasy, zamki w Pieskowej Skale i Ojcowie, formacje skalne, Ojcowski Park Narodowy, Dolina Prądnika |
Ślad GPX |
Szukamy nowych tras rowerowych prowadzących z Krakowa. W ten sposób trafiamy na dwa szlaki (wytyczone chociaż w teorii) prowadzące z miasta w okolice Olkusza, których jeszcze nie znamy (a przynajmniej nie w całości). Można pojechać pociągiem do Olkusza i stamtąd zjechać do domu. Postanawiamy te dwie trasy jednak ze sobą połączyć i tym sposobem wybieramy się na eksplorację pętli rowerowej z Krakowa.
Velo Dłubnia
Oficjalnie zgodnie z tym, co znaleźliśmy w internecie, Velo Dłubnia zaczyna się na wysokości os. Złotej Jesieni w Hucie. Jednak w ostatnich latach przeprowadzono remont wałów Dłubni przy jej ujściu do Wisły. Spokojnie więc szlak można zacząć już tam – pokonując kolejno te wały, Zalew Nowohucki i Zalew Zesławicki. Na tym fragmencie są momenty bardziej dzikie, ale całość da się pokonać.
Mimo że Szlak Rowerowy Doliny Dłubni (tak oficjalnie się nazywa) nie jest bardzo znany, to o dziwo jest całkiem nieźle oznaczony kolorem niebieskim. Przy czym im dalej od Krakowa, tym gorzej jest z tymi oznaczeniami, więc koniecznie trzeba mieć GPSa z trasą ze sobą.
Od Zalewu Zesławickiego zaczyna się przygoda, gdy wyjeżdżamy z miasta. Już w Raciborowicach mijamy ładny, drewniany kościół, jakich będziemy dziś widzieć jeszcze kilka, np. w Iwanowicach.
Spory odcinek jedzie się tu skrajem pola wzdłuż Dłubni w zaroślach, przez co jest tu dość „terenowo”. Trasa na pewno nie nadaje się na rowery szosowe, a i przejazd z przyczepką może być tu trochę utrudniony ze względu na koleiny po traktorze. Na tym odcinku znajdziemy też kilka tablic edukacyjnych dotyczących Doliny, a niespodziewaną atrakcją jest jaz na rzece.
Na trasie są fragmenty, kiedy trzeba przejechać drogą przez wsie, ale jest też sporo fragmentów przez pola, łąki czy lasy. Wyjątkowo ciekawe jest omijanie boiska przez trybuny (tak prowadzi szlak!). W wielu miejscach mija się też sporo formacji skalnych po obu stronach drogi, jednak niestety tu nie da się zatrzymać, bo przy drodze nie ma żadnych zatoczek czy nawet poboczy.
W Imbramowicach mijamy klasztor Sióstr Norbertanek, przy którym warto się zatrzymać i zobaczyć kościół w środku.
Zaraz za Imbramowicami zaczyna się najlepsza przygoda. Trzeba uważać, bo nagle skręcamy z ładnej asfaltowej drogi w bok, a zaraz za zabudowaniami kolejny raz w wąską ścieżkę za domami. Po czym… na naszej trasie jest Dłubnia! Jako że jest upał, wody nie ma dużo, decydujemy się na przejechanie przez rzekę brodem (w końcu mamy doświadczenie z brodami z Beskidu Niskiego 🙂 ). Ale nie martwcie się – zaraz obok jest mostek.
Kawałek za brodem trafiamy na dużą skałę z krzyżem – lokalną atrakcję. Tu jedzie się super (zwłaszcza w tym upale), bo cały czas przez dziki las z całkiem szeroką, wygodną ścieżką.
W lesie po drodze trafiamy też na kilka polanek. Cały czas jedziemy wzdłuż Dłubni – w kilku miejscach można znowu poćwiczyć przejeżdżanie przez brody bonusowo. Szlak na szczęście prowadzi cały czas jednym brzegiem aż do mostku.
Po wyjechaniu z lasu czeka na nas jeszcze kawałek drogą i trafiamy do Trzyciąża. Tu koniecznie trzeba zrobić małą przerwę nad stawami wędkarskimi. Kawałeczek dalej mija się (nie jest to w żaden sposób oznakowane) źródło Dłubni, a tym samym początek/koniec szlaku.
Szlak łącznikowy między Velo Dłubnia a Velo Prądnik
Od tego momentu kawałek drogi jedziemy bez szlaku. I tu niestety jedzie się szosą – na szczęście o małym natężeniu ruchu, a po drodze mija się sklep spożywczy. W miejscowości Troks odbijamy w lewo na zielony szlak – tu znowu jest fajnie. Jedziemy szutrem przez pola, łąki i las (podobny jak te koło Rabsztyna!). Czekają tu na nas ładne widoki, łagodny podjazd i długi zjazd.
Velo Prądnik
W Kosmolowie wyjeżdżamy z pobocznej dróżki na główną drogę i tym samym na szlak Velo Prądnik. Szlak ten nie jest w żaden sposób oznaczony. Niestety przez większość czasu prowadzi ruchliwą szosą i dopiero w Ojcowskim Parku Narodowym samochody znikają (zastępują je tłumy ludzi).
Od Sułoszowej, gdy już osiągamy najwyższy punkt wycieczki, zaczyna być ciut lepiej. Wciąż jedziemy główną ruchliwą drogą, ale mimo wszystko dookoła można obserwować widoki. A jest na co patrzeć, bo jest tu mnóstwo formacji skalnych. Niektóre bezpośrednio sąsiadują ze zwykłymi domami – a może te domy mają przedłużenie wydrążone w skale? Robi to wrażenie!
Jednak pierwsze miejsce, gdzie można się bezpiecznie zatrzymać, to Pieskowa Skała. A jak to mówi cytat: a jak można, to nawet trzeba! Zwłaszcza że Pieskowa Skała to nie byle jakie miejsce. Przede wszystkim znajduje się tu zamek z XIV wieku – jeden z tzw. Orlich Gniazd (trasa rowerowa Orlich Gniazd nie przebiega tędy).
Ponadto znajduje się tu chyba najlepiej znana w Polsce skała i niejako symbol Ojcowskiego Parku Narodowego, a mianowicie Maczuga Herkulesa.
W samym Ojcowie spaceruje mnóstwo ludzi, więc trzeba ich sprytnie wymijać i bardzo uważać. Mimo to Ojców zawsze jest fajną destynacją na wycieczki rowerowe. Nie tylko ze względu na zamek (aktualnie w remoncie), ale też na skały i na okazję do zjedzenia obiadu. Jak ktoś lubi pstrągi, koniecznie musi się tu zatrzymać!
Od Ojcowa jedziemy w kierunku Krakowa dobrze znanym czerwonym szlakiem, który jest podstawą dojazdu do tego parku narodowego z miasta. Przejeżdżamy przez kolejne tereny ze skałami, mijamy sporo domów. W Prądniku Korzkiewskim jednak trzeba uważać, żeby się nie zajechać dalej tamtym szlakiem (zwłaszcza, że jedzie się tu cały czas lekko z górki). Tu odbijamy w lewo na nieznane nam tereny.
Dotarcie do Januszowic jest bardzo przyjemne boczną dróżką. Od tego momentu jednak niestety wjeżdżamy na ruchliwą drogą. Na szczęście nie na długo, bo już kawałek dalej skręcamy w prawo ponownie w boczne dróżki nad Prądnikiem. Trzeba pilnować gpsa, bo łatwo przeoczyć skręt (my przeoczamy i musimy zawracać…).
Po odcinku szutrów znowu wracamy na drogę 794 na moment. W Zielonkach można trochę pokombinować, żeby trzymać się jednak bocznych ulic. Są jednak fragmenty nie do ominięcia ze względu na budowę północnej obwodnicy Krakowa. Ale już zaraz za nią przebijamy się przez osiedle bloczków i trafiamy na ładną, pustą, asfaltową drogę, którą dojeżdżamy do Użytku Ekologicznego Dolina Prądnika.
Zaraz za mostkiem skręcamy w prawo w zupełnie niepozorną ścieżkę biegnącą brzegiem pola. Przejazdy przez pola tutaj na wysokości Witkowic już znamy, ale tym razem trafiamy w zupełnie inne miejsce. Jest to po prostu odkrycie roku! Na całym odcinku Doliny Prądnika tu między Zielonkami, Witkowicami i Krakowem wzdłuż rzeki biegnie ścieżka. Co prawda ścieżka jest wąska i miejscami dostosowana stanowczo dla pieszych a nie dla rowerzystów, ale jedzie się nią świetnie. To jest dopiero prawdziwa „mikroprzygoda”.
Bliżej Krakowa trafiamy nawet na mapkę Doliny z zaznaczonymi kilkoma charakterystycznymi punktami. Ciekawym punktem jest np. stary most kolejowy, pod którym przejechać się nie da i trzeba przeprowadzić rower. Swoją drogą to właśnie gdzieś w Dolinie Prądnika rzeka Prądnik zmienia nazwę na Białucha. Jest to ciekawe zjawisko, bo okazuje się, że gdy tylko wjeżdżamy do Krakowa, nagle przestajemy jechać Velo Prądnik 🙂
Za mostem kolejowym polecamy skręcić w pierwszy lepszy zjazd w lewo i ominięcie tego odcinka. My odważnie jedziemy dalej prosto bezpośrednio nad rzeką i… docieramy do zakazu przejścia. W ostatnich latach wybudowali tu osiedle, ogrodzili, postawili ekrany przy drodze i przejścia nie ma. Ostrożnie zsuwamy rowery pod most i tamtędy przechodzimy po kamieniach. Po drugiej stronie mostu wychodzimy na poziom jezdni po stromych schodach (więc z rowerem jest ciężko).
Kolejne kilometry to bardzo przyjemny przejazd przez Park Kościuszki na tyłach Dworku Białoprądnickiego i dalej próba trzymania się rzeki aż do ujścia jej do Wisły. Momentami jedziemy więc parkiem rzecznym Białucha na Olszy, a później już drogą (podobno są plany na zrobienie parku i na wysokości Wieczystej i Osiedla Oficerskiego) aż do parku na Dąbiu.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!