Green Velo na południu Suwalszczyzny to liczne jeziora, Augustów, a dalej łąki i lasy, aż w końcu trafiamy nad Biebrzę i na Podlasie.
Rodzaj trasy: | długodystansowa |
Szlak: | Green Velo + Eurovelo 11 |
Liczba kilometrów: | 68 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 365 m ↑ 360 m ↓ |
Podłoże: | szutry, asfalt, kostka brukowa, piasek i „tarka” |
Drogi: | drogi o małym natężeniu ruchu, ścieżki i drogi leśne, ścieżki rowerowe |
Atrakcje dodatkowe: | Studzieniczna (sanktuarium Kaplica na wyspie), Augustów (rynek, bazylika), śluza Dębowo, Biebrza |
Ślad GPX |
Drugi dzień wyprawy rozpoczynamy śniadaniem w stanicy. Po czym nie zbieramy się od razu do drogi, tylko rozkoszujemy się pięknej miejsca i dostępnością rzeki. Siedzimy z kawą na molo, czytając książki i delektując się iście wakacyjną atmosferą. Tak dobrze się siedzi, że wyjeżdżamy stąd dopiero ok 11 i to od razu myśląc o kolejnych wodnych atrakcjach. Dzisiejsza trasa Geen Velo pokrywa się fragmentami z Eurovelo 11, więc przy okazji sprawdzimy, czy warto ją rozważać.
Niedaleko po wyjeździe na szlak zatrzymujemy się w ośrodku edukacyjnym „Las bliżej nas” przy nadleśnictwie Płaska. Bardzo ładnie jest to przygotowane i można się sporo dowiedzieć z planszy – szczególnie interesujący dla nas jest przekrój kanału augustowskiego.
Droga przebiega cały czas przez las i małe wioseczki, wzdłuż kanału augustowskiego. Za śluzą Swoboda skręcamy do stanicy wodnej Swoboda. Woda w Jeziorze Studzienicznym aż zachęca, żeby wprost do niej wjechać. Zostajemy tu jednak tylko chwilę, bo nie mamy zapasów wody. Z żalem żegnamy się z tym cudownym, spokojnym miejscem (prawie nie ma tu ludzi, natomiast jest miejsce na parkowanie koni).
Nie wracamy na Green Velo, tylko przejeżdżamy szlakiem rowerowym wzdłuż jeziora – jest bardziej terenowo, ale przejezdnie nawet z sakwami. Dopiero w Studzienicznej będzie szansa na sklep, więc niechętnie, ale konsekwentnie mijamy wszystkie piękne miejscówki na kąpiel.
W Studzienicznej zaglądamy do kościoła pw. Matki Bożej Studzieniczańskiej. Mocno zaskakuje! Warto zobaczyć go w środku choćby właśnie ze względu na zupełnie niespodziewany wystrój świątyni.
Za kościołem warto też podjechać dalej na punkt widokowy i do kaplicy na wyspie. Jesteśmy przyzwyczajeni do różnych wielkich sanktuariów, a tu kolejna niespodzianka. Sanktuarium w Studzienicznej to niewielka kaplica położona malowniczo na wyspie. Coś nietypowego i bardzo ładnego. Znajduje się tu też pomnik Jana Pawła II z ciekawym napisem: „Byłem tu wiele razy, ale jako papież po raz pierwszy i chyba ostatni”.
Kolejny przystanek to długo wyczekiwany sklep za śluzą Przewięź. Robi się upalnie, więc solidny zapas wody jest konieczny. Do tego przekąski, lody i radlerki 0. Jesteśmy gotowi na biwakowanie.
Znowu zbaczamy z oficjalnego przebiegu szlaku Green Velo i jedziemy w miarę możliwości brzegiem jeziora Białego Augustowskiego. Początkowo mijamy sporo prywatnych kempingów i plaż na przemian z szuwarami. Dalej jest osiedle domków. I w tym miejscu jest kilka zjazdów i podjazdów, zapach sosen, zapach wody i upał – można się poczuć jak gdzieś nad Morzem Śródziemnym.
Dopiero gdy zaczyna się las, pojawiają się zachęcające miejscówki na hamaki. Wybieramy małą polankę, z której jest nie bardzo strome zejście do wody. Cisza, brak ludzi, las, czysta woda… Czego chcieć więcej?! Można by siedzieć w jeziorze cały dzień. Ale nie ma zbyt dobrze, po przeschnięciu trzeba jechać dalej. Przebieramy się, a mokre stroje kąpielowe lądują na bagażnikach, żeby schły w trakcie jazdy.
Mijamy szlak orła białego, Lipowiec i wjeżdżamy do Augustowa. Nad jeziorem Necko robi się tłoczno – jest piątek popołudniu, więc nie powinno nas to dziwić. W punkcie widokowym na jezioro trafiamy na ławeczkę Marii Koterbskiej, która po wciśnięciu guzika śpiewa:
Augustowskie noce
Nad brzegami drzemiące
Noce parne, gorące
Osłonięte przez mgłę
Augustowskie noce
Zatopione w jeziorach
Niepoznane do wczoraj
Odnalazły dziś mnie
Robi się klimatycznie. Dalej mijamy fajnie umiejscowiony MOR i wjeżdżamy na deptak wzdłuż mola i plaży miejskiej. Augustów chwali się, że ma najdłuższe molo w Polsce licząc metry desek – jest to możliwe, bo drewnianych pomostów jest tu sporo.
Natrafiamy tu na wyścigi motorówek (chyba motorówek). Akurat jedna z nich jest wyciągana na brzeg z wykorzystaniem dźwigu. Dla szczurów lądowych jak my jest to coś zupełnie nowego i nieoczywistego. Zatrzymujemy się więc, żeby oglądnąć całą procedurę.
Jedziemy dalej deptakiem. Przy pałacu na wodzie natrafiamy na zakaz przejazdu. Musimy oddalić się od wody (tym razem od rzeki Netty) aż do znalezienia przejazdu przez most. Zajeżdżamy nad Nettę na drugim jej brzegu skąd jest świetna miejscówka z widokiem na napis „Augustów”.
Kolejny etap wycieczki to obiad – wybieramy restaurację Pod Jabłoniami – podają tu zaskakująco smaczne pierogi ze szczupakiem.
Po obiedzie orientujemy się, że zrobiło się już dość późno, a przed nami długa droga. Szybko zajeżdżamy koło restauracji Albatros na Rynek Zygmunta Augusta. Stąd już kierujemy się skrótem do Green Velo. Nauczeni doświadczeniem robimy jeszcze w Augustowie zakupy kolacyjno-śniadaniowe i jedziemy. Przejeżdżamy zielonym szlakiem rowerowym wzdłuż Netty, mijamy śluzę Białobrzegi i ogródki działkowe.
Nad Nettą przejeżdżamy mostem wąziutkim chodnikiem. Ciężko nawet nazwać to jazdą, to było sunięcie. Tak wąsko, że ani o jeździe, ani o prowadzeniu roweru nie mogło być mowy. W Białobrzegach wracamy na Green Velo. Kolejne kilometry to dłuuuuga prosta przez las, las, las, wieś, pola, las, pola, wieś… Dopiero w Dębowie czeka na nas skręt i atrakcja: śluza Dębowo.
Tu już witamy się z Biebrzą, która będzie w pewnym sensie (mocno teoretycznie) towarzyszyć nam przez kolejne dziesiątki kilometrów. W Jasionowie mijamy fajny MOR, a za nim… zaczynają się piaski i tarka. Tragedii nie ma i gdyby nie późna pora, zmęczenie upałem, to można by to potraktować jako fajną przygodę. Zwłaszcza, że jedziemy cały czas wzdłuż Biebrzy, więc widoki są cudne. Po drodze mijamy wielu wędkarzy i nikogo więcej. Można obcować z przyrodą w spokoju. I warto nacieszyć się tym klimatem, bo w dalszej części przebiegu Biebrzy szlak nie wiedzie bezpośrednio nad rzeką i krajobraz się zmienia diametralnie.
Z wielką ulgą witamy most nad Biebrzą i dalej to dobrodziejstwo cywilizacji, jakim jest asfalt. Ze względów logistycznych (o tym jutro) nie mogliśmy znaleźć noclegu na samej trasie, toteż na koniec dnia opuszczamy szlak i zajeżdżamy w drugą stronę na nasz nocleg w agroturystyce. I to agroturystyce nie byle jakiej, bo takiej z krowami i cielątkiem – konkretniej mówiąc dwusetką krów.