Pandemia i lockdown nie zachęcają do wychodzenia z domu, ale od czasu do czasu trzeba. Wybraliśmy się więc na wycieczkę rowerową na trasie Kraków – Skawina – Radziszów – Tyniec – Kraków.
Rodzaj trasy: | pętla |
Szlak: | brak + zielony + niebieski WTR |
Liczba kilometrów: | 58 km |
Trudność: | łatwa |
Przewyższenia: | 420 m ↑ 420 m ↓ |
Podłoże: | asfalt, beton, szuter |
Drogi: | ścieżki rowerowe i pieszo-rowerowe, drogi o małym i średnim natężeniu ruchu, polna droga |
Atrakcje dodatkowe: | rynek i park miejski w Skawinie, kościół pw. św. Wawrzyńca w Radziszowie, dwór Dzieduszyckich w Radziszowie, klasztor w Tyńcu |
Ślad GPX |
Wyjeżdżamy z Krakowa najprościej i najprzyjemniej jak się da, a mianowicie jedziemy bulwarami wiślanymi, przejeżdżamy przez Most Grunwaldzki, dalej przez Zakrzówek, Ruczaj, Kobierzyn i trafiamy na przejazd nad autostradą do Sidziny. Nie jest to najszybsza trasa, ale chyba najbezpieczniejsza, gdy omija się węzeł skawiński.
W Siszinie w lewo wyjeżdżamy pod górkę. Na górce w prawo i czeka nas przyjemny zjazd ul. Korabnicką aż do samego centrum Skawiny. Ryneczek tu jest niestety cały wybetonowany, ale rośnie na nim trochę drzew, więc nie jest taki zły. Będąc tutaj, warto podjechać też do parku miejskiego i na błonia skawińskie. My jednak rezygnujemy z tego pomysłu i jedziemy dalej.
Dojeżdżamy do Radziszowa główną drogą łączącą te miejscowości. Nie jest to najprzyjemniejsza trasa jeśli chodzi o obecność samochodów (choć nie jest źle, jednak ludzie siedzą w domach), ale za to jest płaska, omija się wszelkie okoliczne górki.
W Radziszowie mijamy zabytkowy kościół pw. św. Wawrzyńca i w oddali odnowiony dwór Dzieduszyckich (oba te miejsca warto zobaczyć!). Za mostem skręcamy w prawo w drogę powrotną. Przejeżdżamy przez Rzozów (wciąż główną drogą), po czym zamiast skręcić w prawo zgodnie z drogą, my jedziemy na wprost skrótem przez polne drogi koło huty i elektrowni. Skawiński obszar gospodarczy nie jest zbyt ciekawy, więc szybciutko przejeżdżamy przez tory kolejowe i ul. Tyniecką dostajemy się na wał Skawinki. Wałem jedziemy aż do Tyńca – większość czasu jedzie się wąskim paskiem szutru, jest też fragment przejazdu kładką nad rzeczką i mniej przyjemny fragment po korzeniach drzew przy Górze Grodzisko. Ale fragment ten jest króciutki, więc nie należy się nim zrażać.
W Tyńcu zatrzymujemy się oczywiście na fotki klasztoru. Można tu być enty raz, a i tak wciąż chce się mieć takie zdjęcie. Tym razem zagrodzenia wykopków trochę niszczą widok, ale i tak klasztor tonący w zieleni wygląda okazale.
Droga z Tyńca do Krakowa to już klasyka – cały czas wałem, przez Kolną i Bodzów lądujemy pod Wawelem. Decydujemy, że zostajemy po tej stronie Wisły i przejedziemy bulwarami tak daleko, jak się da. Pomysł jest dobry, żeby trochę urozmaicić sobie wycieczkę (wszak w tamtą stronę jechaliśmy drugą stroną), ale okazuje się, że nie ma przejazdu pod remontowanym mostem kolejowym przy Zabłociu i musimy zawracać aż na kładkę Bernatkę. Takie małe utrudnienia.
Do zobaczenia na kolejnym smoczym szlaku!